Obrona dolnej Bugo-Narwi

Jeżeli szukacie swoich bliskich, krewnych i znajomych, z którymi utraciliście kontakt w okresie kampanii wrześniowej, czy też II wojny światowej możecie umieścić tutaj swoje ogłoszenie.
Regulamin forum
Jeżeli szukacie swoich bliskich lub krewnych, z którymi utraciliście kontakt w okresie II wojny światowej możecie umieścić tutaj swoje ogłoszenie. Wystarczy założyć sobie konto i umieścić wpis na forum - jako temat proszę wstawić jedynie imię i nazwisko poszukiwanej osoby.

Informacje o poszukiwanych osobach proszę przekazywać bezpośrednio autorom lub administratorowi serwisu.

UWAGA!
Istnieje internetowa baza, w której znajduje się wiekszość nazwisk osób, które trafiły do obozów jenieckich, koncentracyjnych lub na przymusowe roboty: http://www.straty.pl/.

Polecam również pozycję „Księga Pochowanych Żołnierzy Polskich Poległych w II Wojnie Światowej. Żołnierze Września” wydaną w Pruszkowie w 1993 roku oraz późniejsze suplementy.

Spis ofiar II wojny światowej na terenie województwa śląskiego znajduje się pod adresem: http://www.katowice.uw.gov.pl/mp/
ODPOWIEDZ
KrzKli

Obrona dolnej Bugo-Narwi

Post autor: KrzKli » czw sie 14, 2014 5:30 pm

Poszukuję wszelkich materiałów archiwalnych w tym fotografii dotyczących walk we wrześniu 1939 roku w rejonie dolnej Bugo Narwi na obszarze Dębę, Wieliszew, Zegrze, Rynia. Nie chodzi mi a oryginalne materiały a jedynie prawa do użycia w przygotowywanej publikacji na ten temat. Za wszelkie informację bardzo dziękuję, a co do odpłatności prośba o informację. Przygotowywane wydawnictwo jest wydawnictwem niekomercyjnym.

KrzKli

Re: Obrona dolnej Bugo-Narwi

Post autor: KrzKli » czw sie 14, 2014 9:49 pm

Będę wdzięczny chociażby za informacje do kogo się zwrócić o pomoc, wszelkie kontakty bardzo cenne

KrzKli

Re: Obrona dolnej Bugo-Narwi

Post autor: KrzKli » czw sie 14, 2014 9:57 pm

Stanisław Kołodziejczak, rocznik 1902, pochodził z Ostaszewa wsi między Gąsocinem a Szyszkami, dziś na pograniczu powiatu ciechanowskiego i pułtuskiego. Służył w 32 pułku piechoty, który powstał w Ciechanowie pod koniec 1918 roku i przez pewien czas nosił nazwę „ciechanowskiego”. Potem jednostkę przeniesiono do Modlina. W końcówce lat międzywojennych III batalion pułku przeniesiono do Działdowa, gdzie przed samą wojną przemianowano go na V Batalion Strzelców.
Kołodziejczak musiał być znakomitym żołnierzem, skoro w wieku 36 lat dosłużył się najwyższego wówczas stopnia podoficerskiego. Jak to żołnierza — przerzucano go z kwatery na kwaterę. Ożenił się dość późno — żona Władysława, młodsza o 9 lat, pochodziła z Lidzbarka Welskiego. Jedyny syn urodził się Kołodziejczakom w Warszawie. W Działdowie mieszkali w bloku koszarowym. Wiodło się im nieźle. Wybuchła jednak wojna...
Sierżant spodziewał się, że wojenna zawierucha potrwa z tydzień i wszystko wróci do normy. Polecając żonie opuścić Działdowo, martwił się, że w strefie przyfrontowej może się rodzinie coś przydarzyć. Kołodziejczakowa wzięła syna, trochę klamotów, zabrała też mężowski galowy uniform — także szablę. Pod Gąsocinem pociąg ostrzelały niemieckie samoloty. Szczęściem do Ostaszewa było niedaleko, zaś u stryja Wacława w miarę bezpiecznie. Jurek z matką przebywali tam do końca wojny.
V batalion po napaści Niemiec hitlerowskich na Polskę wspierał obronę lewego skrzydła rubieży mławskiej, obsadzonego przez Nowogródzką Brygadę Kawalerii gen. Władysława Andersa. Już po upadku Mławy V batalion, dowodzony przez majora Piotra Peruckiego, bronił w dniach 8 — 13 września odcinka Narwi pod Wieliszewem w grupie gen. Zalaufa.
Ostatniego dnia obrony linii Narwi poległ dowódca II kompanii kapitan Stanisław Konstanty Sadkowski, poległo wielu żołnierzy. Starszy sierżant Kołodziejczak został ranny. Opatrzyli go jego podkomendni. Ranny sierżant chciał się wycofać wraz z resztką swego oddziału, szedł, wspierany przez swych żołnierzy. I wtedy śmiertelnie trafiła go przypadkowa kula. Ostatnie chwile jego życia zapamiętali i zrelacjonowali potem, również przed sądem grodzkim w Działdowie, świadkowie jego śmierci, podkomendni Antoni Wróblewski i Piotr Laskowski.
Sierżanta pochowano we wspólnej żołnierskiej mogile pod Wieliszewem. Proboszcz miejscowej parafii wystawiał akty zgonu, odnotował poległych w parafialnych dokumentach. Do Władysławy Kołodziejczakowej parafialnymi kanałami szybko dotarła wiadomość o śmierci męża — wraz ze szwagrem Wacławem wzięli wóz konny i przyjechali po zwłoki. Niestety, nie mieli już czego szukać — sierżant spoczywał już we wspólnej mogile, nie było szans na ekshumację. Wdowa musiała radzić sobie sama. Na szczęście pomagał jej szwagier.
S. Żagiel, Losy sierżanta Kołodziejczaka, Tygodnik Ciechanowski z 17 września 2002 r., s 15

KrzKli

Re: Obrona dolnej Bugo-Narwi

Post autor: KrzKli » pn sie 18, 2014 4:58 pm

Kampania wrześniowa na terenie Gminy Wieliszew (http://wieliszew.pl/16,1,historia.html)

W okolicach Modlina, nad Bugo-Narwią i Wisłą w początkach września 1939 działała 5 dywizja piechoty pod dowództwem gen. bryg. Juliusza Zulaufa wchodząca w skład armii ''Warszawa" (odcinek "Warszawa-Wschód" Praga"). Rejon ten był bardzo ważny z wojskowego punktu widzenia, tu bowiem miano bronić stolicy przed atakiem wojsk niemieckich nacierających od północy. W pierwszych dniach walk oczekiwano nadejścia posiłków, ale te wyraźnie się spóźniały. W tym czasie 2 baony Warszawskiej Brygady Obrony Narodowej obsadziły most w Zegrzu, natomiast mosty w Serocku i Orzechowie zniszczono z uwagi na brak środków do ich obrony.
Głównym zadaniem wojsk gen. Zulaufa była obrona przedmieść Zegrza, Modlina, Orzechowa, linii Narwi i przeprawy w Dębem. Docierały do nich resztki rozbitych oddziałów z 8 i 20 dywizji piechoty.
Sytuacja w tym rejonie przedstawiała się następująco. Dowódca Warszawskiej Brygady Obrony Narodowej płk Józef Sas-Hoszowski miał do dyspozycji 1 batalion 26 pułku piechoty i 2 Warszawski Batalion Obrony Narodowej (dowodzony przez mjr Bronisława Surewicza), ponadto jego zaplecze stanowiły 2 forty na przedmieściu Zegrza. W Dębem stacjonowała 3 kompania 26 pułku piechoty, w odwodzie był batalion piechoty wojsk łączności, pluton artylerii i pluton saperów.
Przed zmrokiem 6 września odcinek wzmocnił pociąg pancerny nr 13, a także 98 dywizjon artylerii ciężkiej kpt. Edwarda Chmielika, który zajął stanowisko w okolicy Nieporętu. Na drugi dzień wojsko polskie opuściło Zegrze, wycofując się za Bugo-Narew, na rozkaz dowódcy armii wysadzono most. Na razie nie doszło na tej linii do bezpośredniego starcia z wrogiem.
Wobec tego jeden dywizjon artylerii wycofano w rejon Jabłonny, drugi w kierunku Warszawy, natomiast w nocy z 8 na 9 września pułk artylerii ciężkiej odszedł do Wieliszewa.
Oddziały gen. Zulaufa, znajdujące się na odcinku Dębe- Serock, brały już udział w starciach z wrogiem. Zadaniem ich było bronienie dostępu do Warszawy od strony płn.- wsch. Polacy ambitnie walczyli z nacierającym wrogiem. Dwór w Poniatowie obsadził Działdowski Batalion Obrony Narodowej pod dow. kpt. Kazimierza Mordzewskiego. Na płd. od Zegrza na skraju lasu stał 2 Warszawski Batalion Obrony Narodowej mjr . Bronisława Surewicza wspierany przez 2 batalion 32 pułku piechoty mjr Michała Pakuły. Stanowisko dowódcy Warszawskiej Brygady Obrony Narodowej znajdowało się w folwarku Michałów na trasie Zegrze- Legionowo. Od strony Beniaminowa nacierała 20 dywizja piechoty płk Wilhelma Lawicza. Jej uderzenie skierowane było na Rynię, gdzie usiłowała przeprawić się przez Bugo-Narew 217 dywizja piechoty z II korpusu przeciwnika. Akcja skończyła się niepowodzeniem. Wróg mógł teraz kontynuować forsowanie rzeki między Zegrzem i Serockiem (rozpoczęte 11 września) i pod Dębem (12 września). Kolejne starcia też nie przyniosły sukcesu stronie polskiej.
W dniu 13 września Niemcy przystąpili do forsowania rzeki na linii Dębe- Izbica. Główne uderzenie poszło na Dębe. O godz. 7.30 artyleria niemiecka otworzyła ogień do polskiej obrony, a piechota spuściła na wodę pontony.
Na południowym brzegu rzeki na odcinku 16 km (od Izbicy do Nowego Dworu) stacjonował 2 batalion 2 pułku piechoty mjr Michała Pakuły: jedna kompania stała w rejonie Dębego, jedna nieco dalej na zachód, reszta zaś wojsk w okolicach Skrzeszewa oraz dworu w Poniatowie. Do bezpośredniego starcia doszło właśnie pod Dębem, gdzie Niemcy pokonali opór Polaków i szybko posuwali się naprzód. Po południu 13 września zajęli odcinek Wieliszew-Poniatów-Skrzeszew. W obronie Poniatowa poległ dowódca 2 baterii 8 pułku artylerii lekkiej ppor. Wiktor Zdziarski (pochowany na Cmentarzu Komunalnym w Warszawie- d. Powązki kwatera C 27 rząd IV-3). Na tej linii Niemcy zatrzymali się. Polacy nie próżnowali. Około południa ruszyło kontrnatarcie z rejonu Łajsk w kierunku Wieliszewa. Dowodził nim mjr Wiktor Pikulski. Chwilowo nawet żołnierze polscy odnosili zwycięstwo, ale szybko zatrzymał ich ogień artylerii niemieckiej. To niepowodzenie nie załamało Polaków. Wieczorem ruszyły kolejne oddziały, które stacjonowały w lasach w rejonie Łajsk, Jabłonny i Legionowa. Dowódcą był mjr Arnold Jaskowski. Mimo odwagi nacierających, nie udało się pokonać przeciwnika, który wykorzystał swoją artylerię.
W tej potyczce i strona polska przypuściła zmasowany ogień artyleryjski. Jak podają źródła niemieckie, atak polskiej artylerii trwał niemal cały dzień. Wg relacji dowódcy dywizjonu artylerii w tym dniu wystrzelono w stronę Niemców 189 pocisków.
Starcie z wrogiem w okolicach Wieliszewa zakończyło się klęską wojsk polskich. Grupę gen. Zulaufa wycofano do Warszawy, reszta wojska (m.in. kawaleria gen. Andersa) miała opanować Dębe, ale pod naporem przeciwnika wycofała się w kierunku Modlina.
Polegli żołnierze polscy pochowani zostali na cmentarzu parafialnym w Wieliszewie. Spoczywają tam zwłoki 300 żołnierzy, którzy ponieśli śmierć broniąc przeprawy przez Bugo-Narew pod Dębem oraz w walkach w najbliższej okolicy. Ludwik Głowacki w pracy "Obrona Warszawy i Modlina 1939" podaje 11 ustalonych nazwisk:

- ppor. rez. Włodzimierz Askaldowicz (22.09.1912- 11.09.1939) poległ w Ryni,
- ppor. Wilchelm Buczek (?- 13.09.1939)
- por. Marian Cieślawski (1913- 13.09.1939 Ruda)
- ppor. rez. Wacław Otrębowski (17.08.1910- 12.09.1939 Siwki)
- kpt. Stanisław Konstanty Sadkowski (18.08.1907- 13.09.1939 Wieliszew)
- ppor. rez. Julian Straus (?- 11.09.1939 Rynia)
- ppor. rez. Tadeusz Karol Straus (06.09.1903- 12.09.1939 Beniaminowo)
- por. rez. Józef Truszczyński (?- 13.09.1939 Wieliszew)
- ppor. rez. Tadeusz Urbański (30.09.1902- 12.09.1939 Rynia)
- ppor. rez. Teofil Wodejszo (?- 11.09.1939 Rynia)
- ppor. rez. Jeremi Witkowski (14.07.1910- 13.09.1939 Wolica)

Znikomy to procent wobec 300 pochowanych w kwaterze wojennej 1939 na cmentarzu w Wieliszewie. Oddali życie za wolność!
"GODNI SĄ, BY WSPOMINALI I CZCILI ICH WSZYSCY, BO ZA PRAWA I ZWYCZAJE OJCZYSTE WALCZYLI MĘŻNIE I WYTRWALE".

opr. na podst.:
L. Głowacki "Obrona Warszawy i Modlina 1939"
W. Iwanowski "Wysiłek zbrojny narodu polskiego w czasie II. wojny światowej- kampania wrześniowa 1939"

Jolanta Załęczny
"Nasza Gmina Wieliszew" nr 12 (21) grudzień 1993

KrzKli

Re: Obrona dolnej Bugo-Narwi

Post autor: KrzKli » pn sie 18, 2014 5:00 pm

M. Kraszewski, Wychowany w duchu patriotycznym w: Gazeta Wieliszewska nr 1 (64) z 25.01.2013, s. 4
Wspomnienia Ryszarda Gubały żołnierza 1 kompanii, 2 batalionu Warszawskiej Brygady Obrony Narodowej, uczestnika walk w okolicach Zegrza i Ryni we wrześniu 1939 roku.
Gdy byłem w związku strzeleckim, w kwietniu 1939 przyszedł do nas oficer i oznajmił, że Warszawska Brygada Obrony Narodowej zwiększa nabór i poprosił ochotników o wstąpienie. Oczywiście zgłosiłem się, ponieważ w 1939 r., na obozie szkoleniowym w Lidzbarku przeszedłem szkolenie z przysposobienia wojskowego, dzięki czemu mogłem przejść do związku strzeleckiego. W Warszawskiej Brygadzie Obrony Narodowej dostałem przydział do 2. batalionu majora Surewicza, 1. kompanii kapitana Bartnika. Obrona Narodowa kiedyś była tym samym, czym teraz są Narodowe Siły Rezerwowe. W czerwcu 1939 r. udaliśmy się do Modlina na trwające 2 tygodnie ćwiczenia. Krótko po powrocie, w nocy z 24 na 25 czerwca do mojego mieszkania przyszedł łącznik z rozkazem stawienia się z pełnym ekwipunkiem w koszarach na ul. Prostej 32 w Warszawie.
W koszarach nie było łóżek, sprzęt mieliśmy na stojakach, część przechowywaliśmy w domach. Byliśmy wyposażeni w najpopularniejszą broń armii polskiej - mauser 7.92 mm. Miałem maskę gazową, bagnet, ładownicę, chlebak, każdy miał nowe, kompletne umundurowanie, prosto z magazynu.
W koszarach oświadczono nam, że zostaliśmy zmobilizowani. O godz.13 wyszliśmy z koszar na stację kolejową w Pelcowiźnie, skąd zabrano nas pociągami do koszar w Zegrzu. Rano, 1 września w radio zamiast muzyki usłyszeliśmy zwroty „PO nadchodzi”, „PO przeszedł”. Nie wiedzieliśmy, o co chodzi, dopóki nie usłyszeliśmy straszliwego huku silników - nad naszymi głowami trójkami leciały bombowce. Myślałem, że samoloty są nasze, ale jak się okazało później, były to niemieckie bombowce. Formacja, która atakowała, została całkowicie rozproszona przez polskie myśliwce.
O godz. 8 rano ogłoszono nam, że jesteśmy w stanie wojny; wydano broń i granaty. Dwie godziny po pierwszym ataku nadleciały w stronę Warszawy, z kierunku Radzymina kolejne bombowce. Tego dnia przetrwaliśmy jeszcze trzy naloty. Kilku pilotów ratowało się skacząc ze spadochronem z uszkodzonych maszyn. Gdy ogłoszono stan wojenny, major wydał rozkaz, aby otworzyć tajne skrzynie, w których były karabiny przeciwpancerne „UR” i zapas amunicji. Nikt nie był szkolony, aby z tej broni strzelać. Dobrano grupę mężczyzn potężnie zbudowanych, z odpowiednią wagą. Nigdy tych karabinów jednak nie użyliśmy ponieważ na naszym odcinku Niemcy nie zastosowali broni pancernej. Mieliśmy 8 ciężkich karabinów maszynowych z czego 4 zostały umieszczone na stojakach przeciwlotniczych, na przedpolach mostu w Zegrzu. Z 6 na 7 września dołączył do nas 1. batalion 26. pułku piechoty, który został wycofany spod Mławy, po przegranej bitwie. Dwa bataliony skierowano do Dębego, a jeden przybył do nas. Wtedy dopiero od nich dowiedzieliśmy się, jaką tragedię przeżyli. 7 września zarządzono ewakuację wszystkich wojsk i rodzin oficerskich z prawego brzegu rzeki. W Wieliszewie zajął kwaterę płk Józef Sas-Hoszowski i tutaj na skutek ostrzału artyleryjskiego został ciężko ranny. Zajęliśmy stanowiska strzeleckie w Borowej Górze czekając na Niemców. Od strony Serocka zbliżał się zwiad. Z daleka obserwował go nasz kapitan podając współrzędne celu. Gdy zwiad dojechał do zjazdu na Jachrankę, kapitan wydał rozkaz „ognia”. Mieliśmy dwa ckm-y i sześć rkm-ów, dzięki czemu „zmietliśmy” pierwszy zwiad nieprzyjaciela. Gdy kurz opadł i nastała cisza, kilku Niemców wstało z podniesionymi rękoma. Wtedy po raz pierwszy tak naprawdę zobaczyłem Niemców i dowiedziałem się, z kim mamy do czynienia. Umundurowani byli pięknie, tym większy wzbudzali strach i poczucie, że są perfekcyjnie przygotowani. Przeprowadziliśmy jeńców do dowództwa. Dokładnej liczby nie znam, bo wielu z nich leżało zabitych w rowach, ale było ich około trzydziestu. Samochodów nie widzieliśmy, ponieważ wcześniej ta grupa zwiadowcza się zatrzymała, a żołnierze wysiedli, aby pieszo przemierzyć resztę trasy.
Po rozbiciu przez nas zwiadu Niemcy przeszli przez rzekę na Rynię. Nasze trzy bataliony i dwie baterie ciężkich dział, które były pod Nieporętem, zatrzymały na cztery dni dwie dywizje niemieckie kosztem trzystu poległych, w tym czterech oficerów. Pierwszym, który od nas zginął był ppor. rez. Tadeusz Urbański. Prowadził pluton przeciw natarciu. Najcięższe walki były w Ryni. Walka trwała do 12 września. Wtedy „ściągnięto” nas z fortów. Potem wycofali naszą kompanię i dostaliśmy rozkaz osłony wszystkich wycofujących się spod Ryni i Wieliszewa. Porozbijane oddziały niosły rannych, a my osłanialiśmy ich przed natarciem wroga. Cała akcja odbyła się na odcinku między Nieporętem a Zegrzem. Gdy łącznik powiedział nam, że wycofująca się grupa już jest bezpieczna, mogliśmy dopiero zacząć się wycofywać. Niestety przy kolonii Wieliszew byli osadnicy niemieccy, którzy zaatakowali nas ogniem karabinu maszynowego. Strzelali z poddasza cywilnego budynku - na parterze rodzina, a na piętrze rozstawiony ręczny karabin maszynowy. Czuli się bardzo pewnie. Po zlikwidowaniu tych wrogich jednostek zdołaliśmy się wycofać do Legionowa. Tutaj nastąpiła koncentracja batalionów i liczenie strat. Stamtąd dostaliśmy rozkaz, aby wycofać się do Warszawy, do Cytadeli. Mój kolega jeszcze z czasów „Orląt” miał urwaną łydkę od pocisku artyleryjskiego, więc niosłem go do samej Białołęki, skąd rannych zabrały wozy Czerwonego Krzyża. Następnego dnia, już przy Cytadeli zostałem ciężko kontuzjowany.

ODPOWIEDZ