: śr cze 11, 2008 1:56 pm
Jeśliby Polska weszła w sojusz z Niemcami to nie wiadomo, czy Hitler zaatakowałby Zachód. Może odrazu zwróciłby się przeciw Stalinowi? A wtedy raczej otrzymałby poparcie Anglii i Francji. A jak nie poparcie, to chociaż stanowisko "życzliwie neutralne". W takiej sytuacji nie ma mowy o jakiejkolwiek pomocy USA dla Sowietów. W efekcie państwo Stalina przepada. Napewno na gruzach "państwa - łagru" powstałoby inne państwo rosyjskie ( ROSYJSKIE - nie wielonarodowe ) oraz państwa narodowe : Gruzja, Armenia itd. Spokój ze "Wschodem komunistycznym" byłby na dłuuuuugie lata.Oczywiście na tym by się to wszystko nie skończyło. W końcu zbyt wielka potęga i znaczenie Niemiec wywołałyby niepokój Zachodu. Niewykluczone, że Hitler zachęcony swą siłą zaatakowałby pierwszy ( a raczej pewne - każdy imperializm jest "nienażarty" i zachłanny ). Wówczas na arenę wkraczają Jankesi. Wojna trwa długo, nawet i do lat 50-tych. Wygrywa silniejszy gospodarczo, czyli Ameryka. W te "klocki" byli od początku XX wieku nie do pobicia i tacy są nadal.
Teraz pora na określenie miejsca Polski w tej "przestrzeni". Napewno stajemy się wasalem Niemiec. Terytorium naszego państwa przesuwa się na wschód. Tracimy na rzecz Niemiec Pomorze, Śląsk , Wielkopolskę, albo znaczne części tych ziem. Nie mamy wyboru. Dostajemy "rekompensatę" na wschodzie.Jesteśmy tak samo "samodzielni" jak przez 50 lat przy Sowietach. Partycypujemy w zbrodniach nazistowskich - to minus. Nie ginie tylu Polaków ilu faktycznie zginęło, nie zostajemy w tak poważnym stopniu zrujnowani - to plus. Nie mamy wyrżniętej inteligencji, nie straszy widmo socjalizmu rujnującego gospodarkę itp. Teraz ważne, czy mamy na czele państwa gościa "z jajami" ( kalibru Piłsudskiego ), czy nie. Przywódca taki ( dbający tylko i wyłącznie o interes narodu polskiego ) w odpowiedniej chwili opuszcza Hitlera ( nie zdradza - nie ma takiego pojęcia w polityce ). Inaczej mówiąc : w sprzyjającym momencie opowiada się po stronie Zachodu. Zachód nas przyjmie, bądźmy o to spokojni. W końcu na czele państw stoją tam POLITYCY . Kończymy wojnę ( dużo dłuższą ) w obozie zwycięzców, bez Sowietów na karku, ze zdobyczami na wschodzie i odzyskanymi granicami zachodnimi z 1939 roku, a kto wie, może i większym kawałkiem Pomorza i Śląska. Pokazowo ( niech będzie, że cynicznie nawet - niestety to polityka ) "ścinamy" rodzimych zbrodniarzy wojennych ( w granicach rozsądku - bardziej na pokaz, jeszcze mogą się przydać,. A bo to wiadomo? ). Wobec awanturujących się ciągle Niemiec stanowimy dla Zachodu alternatywę w kwestii utrzymania równowagi w naszej części Europy. Widmo bolszwizmu już nie istnieje. Wschód jest ciągle niepewny, więc być może dostajemy "mandat" na rolę żandarma w tym rejonie świata ( oczywiście pod kontrolą Zachodu ).
Możliwy taki scenariusz?
Głosu nie oddałem. Wymaga to głębszej analizy. Natomiast bawią mnie "święte" słowa oburzenia przeciwników sojuszu z Niemcami. Oby ludzie tak podchodzący emocjonalnie do zagadnień politycznych, nigdy nie stali na czele naszego państwa .
Teraz pora na określenie miejsca Polski w tej "przestrzeni". Napewno stajemy się wasalem Niemiec. Terytorium naszego państwa przesuwa się na wschód. Tracimy na rzecz Niemiec Pomorze, Śląsk , Wielkopolskę, albo znaczne części tych ziem. Nie mamy wyboru. Dostajemy "rekompensatę" na wschodzie.Jesteśmy tak samo "samodzielni" jak przez 50 lat przy Sowietach. Partycypujemy w zbrodniach nazistowskich - to minus. Nie ginie tylu Polaków ilu faktycznie zginęło, nie zostajemy w tak poważnym stopniu zrujnowani - to plus. Nie mamy wyrżniętej inteligencji, nie straszy widmo socjalizmu rujnującego gospodarkę itp. Teraz ważne, czy mamy na czele państwa gościa "z jajami" ( kalibru Piłsudskiego ), czy nie. Przywódca taki ( dbający tylko i wyłącznie o interes narodu polskiego ) w odpowiedniej chwili opuszcza Hitlera ( nie zdradza - nie ma takiego pojęcia w polityce ). Inaczej mówiąc : w sprzyjającym momencie opowiada się po stronie Zachodu. Zachód nas przyjmie, bądźmy o to spokojni. W końcu na czele państw stoją tam POLITYCY . Kończymy wojnę ( dużo dłuższą ) w obozie zwycięzców, bez Sowietów na karku, ze zdobyczami na wschodzie i odzyskanymi granicami zachodnimi z 1939 roku, a kto wie, może i większym kawałkiem Pomorza i Śląska. Pokazowo ( niech będzie, że cynicznie nawet - niestety to polityka ) "ścinamy" rodzimych zbrodniarzy wojennych ( w granicach rozsądku - bardziej na pokaz, jeszcze mogą się przydać,. A bo to wiadomo? ). Wobec awanturujących się ciągle Niemiec stanowimy dla Zachodu alternatywę w kwestii utrzymania równowagi w naszej części Europy. Widmo bolszwizmu już nie istnieje. Wschód jest ciągle niepewny, więc być może dostajemy "mandat" na rolę żandarma w tym rejonie świata ( oczywiście pod kontrolą Zachodu ).
Możliwy taki scenariusz?
Głosu nie oddałem. Wymaga to głębszej analizy. Natomiast bawią mnie "święte" słowa oburzenia przeciwników sojuszu z Niemcami. Oby ludzie tak podchodzący emocjonalnie do zagadnień politycznych, nigdy nie stali na czele naszego państwa .