Postawa Ukraińców podczas kampanii wrześniowej.

Działania polityczno-militarne, bitwy, potyczki, jednostki i dowódcy, biografie, zbrodnie wojenne, wystąpienia polityków, działania wywiadów, plany - pytania i dyskusje.
Waldemar Rekść

Post autor: Waldemar Rekść » sob wrz 20, 2008 6:21 pm

W uzupełnieniu.
Wielkie księstwo kijowskie istniało, gdy Polaka dopiero powstawała. Fakt, że potem autentyczni Ukraińcy nieomal doszczętnie zostali zrusyfikowani, jest sprawą odrębną. Księstwo Halickie nie było częścią etnicznej Ukrainy i przez setki lat było w kręgu kultury łacińskiej.

Waldemar Rekść

Post autor: Waldemar Rekść » sob wrz 20, 2008 7:01 pm

O czym my w ogóle dyskutujemy?
Niemcy stworzyli ,,naród" ukraiński i litewski, teraz tworzą śląski i kaszubski.
Jedynie mądry polski europoseł, Sylwester CHruszcz, utworzył w Budziszynie biuro, które się zajęło Serbo- Łużyczanami. Niemcom od razu szczęka opada.

Sir Fargon

Post autor: Sir Fargon » sob wrz 20, 2008 7:32 pm

Jeśli mamy szukać "stworzycieli" narodów to twierdzę że Litwinów stworzyli Polacy wraz z obraniem Władysława Jagiełły na króla Rzeczpospolitej. Schrystanizowane plemiona bałtyckie, które były wcześniej pod władzą Jagiełły stały się Litwinami.
Nawet jeśli Ukraińcy są narodem "stworzonym" to warto z nimi teraz współpracować. Ot, choćby na przekór Ruskim :)

marlog
Porucznik
Porucznik
Posty: 479
Rejestracja: pt wrz 21, 2007 4:15 pm

Post autor: marlog » sob wrz 20, 2008 9:10 pm

Sir Fargon pisze:
Nawet jeśli Ukraińcy są narodem "stworzonym" to warto z nimi teraz współpracować. Ot, choćby na przekór Ruskim :)
A mi się wydaje ,że warto współpracować ze wszystkimi ,na przekór,
nawet z Rosjanami...

Waldemar Rekść

Post autor: Waldemar Rekść » ndz wrz 21, 2008 11:17 am

Historyczni, etniczni Litwini stanowili znikomy procent mieszkańców Wielkiego Księstwa Litewskiego, którego językiem urzędowym był ówczesny język białoruski. Dynastia Jagiellonów, podobnie jak i cały ród Gedyminowiczów z odgałęzieniami, do których się zalicza i moja Rodzina, był pochodzenia...anglosaskiego, jako potomkowie Harolda II, który zginął w bitwie pod Hastings w roku 1066.
W początku wieku XIX przetrwały tylko resztki autentycznych Litwinów, głównie Żmudzinów. Reszta ludności Litwy stanowiła kapitalną mieszankę Polaków, Białorusinów i Litwinów.
I dopiero Niemcu i Rosjanie podjęli działania, aby tą jedność rozbić.
Paradoks polega na tym, że w książce telefonicznej Gdańska jest więcej nazwisk autentycznie litewskich niż w Wilnie.
Większość obecnych Litwinów, których prof. Koneczny ironicznie nazywał Lietówcami, to są wynarodowieni Polacy. Ciekawe, że ci Lietówcy są właśnie największymi szowinistami, wrogo usposobionymi nie tylko wobec Polaków, ale i Żmudzinów, którym się odmawia prawa do zachowania własnej tożsamości.

marlog
Porucznik
Porucznik
Posty: 479
Rejestracja: pt wrz 21, 2007 4:15 pm

Post autor: marlog » pn wrz 22, 2008 4:01 pm

DLACZEGO POLACY TAK MAŁO WIEDZĄ O KRESOWYCH ZBRODNIACH 1939-1947?
dr Lucyna Kulińska

Fakt zamordowania i doprowadzenia do śmierci w wyniku wypędzenia dziesiątek i setek tysięcy kresowych Polaków przez ukraińskich nacjonalistów, w latach drugiej wojny światowej, jest jednym z najbardziej dramatycznych, ale i nieprzebadanych przez naukowców zagadnień naszej najnowszej historii.



Warto pamiętać, że wśród członków UPA, nie ma ludzi „niewinnych”, bo wzorem nazistów, przed wstąpieniem do organizacji trzeba było przejść „chrzest”, umożliwiający wtajemniczenie. Było to dokonanie zbrodni.

Kto nie wywodzi się z rodziny dotkniętej tą tragedią, nie miał prawie żadnych szans na uzyskanie rzetelnych informacji na ten temat. Dobrym przykładem może być tu sama autorka, pochodząca z krakowskiej rodziny, niezwiązanej z tragedią Kresów, ale absolwentka dobrego krakowskiego liceum o profilu humanistycznym, a następnie kierunku historia na Uniwersytecie Jagiellońskim. Mimo kolejnych lat historycznej edukacji pierwsze informacje o prawdziwych rozmiarach i okrucieństwie zbrodni popełnionych na Wołyniu, Podolu i Polesiu uzyskała dopiero po doktoracie, kiedy przypadkowo w latach 90-tych odnalazła w archiwach CA MSWiA dokumenty traktujące o tych wydarzeniach. [2] Konsekwentne odcinanie kolejnych pokoleń Polaków od wiedzy o tragedii przodków, trwa w Polsce do dziś, a zmiana ustrojowa niestety nie odwróciła tej tendencji. [3]

Kolejne polskie elity nie wywiązały się z patriotycznego obowiązku, jakim jest zachowanie dla potomnych pamięci o niewinnie pomordowanych rodakach. Po roku 1989, po raz kolejny w nieuzasadniony i krzywdzący sposób podzielono ofiary II wojny światowej na te, o których można mówić (Holokaust, zbrodnie niemieckie [4], sowieckie (m.in. Katyń, deportacje...) i te, o których należy milczeć (ofiary zbrodni nacjonalistów ukraińskich, litewskich [5] i innych mniejszości dawnej RP) [6]. Poza przemilczaniem i niepodejmowaniem badań kolejne władze państwowe i lokalne od lat czyniły trudności w budowaniu upamiętnień (tablic i pomników) ofiar kresowego ludobójstwa, ba dochodziło do zmiany treści istniejących inskrypcji, by ukryć prawdziwych sprawców zbrodni - członków OUN i UPA. Dla żyjących rodzin kresowych bulwersujące jest podpisywanie przez przedstawicieli polskich elit listów protestacyjnych, w celu zablokowania budowy pomnika ofiar kresowego ludobójstwa w Warszawie. Trudno zrozumieć, czy dzieje się tak z powodu niewiedzy, czy realizowania obcych wizji politycznych, obojętnych na kryterium historycznej prawdy i elementarnego polskiego patriotyzmu? Takie znane osoby jak np. Andrzej Wajda wydają się swoimi protestami sugerować, że być może pomordowani Polacy, byli w czymś gorsi od ofiar Katynia, że czymś Ukraińcom zawinili i tym samym być może sami sprowokowali swoje nieszczęście. Takie sugestie są ze wszech miar fałszywe i krzywdzące, i znieważą ofiary, których jedyną winą było to, że byli Polakami.
Konsekwencje takich decyzji są bardzo poważne. Ponieważ nie przeprowadzano na ten temat badań możemy jedynie domniemywać, że dziś stan wiedzy młodego pokolenia Polaków, na temat zbrodni dokonanych przez OUN-UPA, jest bardzo niski. Większość nie wie nawet gdzie szukać winnych. Nie wie, że byli nimi jedynie nacjonaliści ukraińscy zamieszkujący terytorium Polski przedwrześniowej (obywatele polscy do roku 1945), stanowiący nie więcej niż 1% Ukraińców w ogóle, a nie Ukraińcy zza Zbrucza - Kijowianie, którzy nie mieli z tymi mordami nic wspólnego. Co więcej, ci ostatni udzielali schronienia i pomocy polskim uciekinierom z ogarniętego mordami Wołynia i sąsiednich powiatów Małopolski Wschodniej. Ofiarami OUN i UPA padały też tysiące samych Ukraińców. Dowodzi to, że nie wszyscy myśleli tak jak chcieli oprawcy, wielu miało wątpliwości; bez presji i rozkazu nie dokonano by tych straszliwych czynów. Wielu zbrodniarzy na pewno nie żyje. Wielu stracili i represjonowali Rosjanie. Nielicznych wyłapali i osądzili Polacy. Na pewno nie wszystkich dotknęła kara. Wiadomo, że w mordach uczestniczyli ludzie bardzo młodzi do dziś żyjący na Ukrainie [7]. Największa grupa schroniła się jednak w Anglii, Kanadzie, USA, Argentynie... Podobnie jak kombatanci z niemieckich formacji SS Galizien, żyją tam nie niepokojeni [8], zamożni, dzięki łupom zrabowanym żydowskim, a potem polskim ofiarom. Warto pamiętać, że wśród członków UPA, nie ma ludzi „niewinnych”, bo wzorem nazistów, przed wstąpieniem do organizacji trzeba było przejść „chrzest”, umożliwiający wtajemniczenie. Było to dokonanie zbrodni [9].
Po ponad 60 latach od końca wojny coraz częściej spotykamy się w Europie ze skutecznymi próbami „naprawiania”, relatywizowania historii i zacierania śladów masowych zbrodni nazistów i nacjonalistów. Tak było wcześniej w przypadku rzezi Ormian dokonanej przez Turków. Z upływem lat nielicząca się z prawdą historyczną polityka elit prowadziła do skutecznego naginania faktów i zaciemniania sprawstwa przestępstw.
Dlatego należy przypomnieć

Niechciane fakty

W czasie II wojny światowej na Kresach nacjonaliści ukraińscy z OUN, a potem UPA we współpracy z Niemcami, a czasem i z Rosjanami zamordowali na miejscu, lub swymi działaniami doprowadzili do śmierci co najmniej 120 tysięcy polskich cywilnych mieszkańców dawnych województw wschodnich i południowo-wschodnich to jest: wołyńskiego, tarnopolskiego, stanisławowskiego, lwowskiego, a także częściowo poleskiego i lubelskiego. Ludobójstwa tego dokonano, poza niewielkimi wyjątkami, na zamieszkujących kresowe wsie polskich chłopach, członkach wielodzietnych rodzin, z reguły słabo wykształconych, nieposiadających wpływowych koneksji w kraju ani za granicą, a nade wszystko, pozbawionych opieki naturalnych przywódców i działaczy społecznych, których w czasie sowieckiej i niemieckiej okupacji zgładzono, aresztowano lub wywieziono.
W połowie roku 1944 położenie polskiej ludności kresowej pogorszył jeszcze fakt poboru mężczyzn do Armii Czerwonej i armii Berlinga przez Rosjan, wkraczających ponownie na te tereny. Od tej pory ofiarami mordów OUN-UPA stawały się przede wszystkim kobiety, dzieci i starcy. W latach 1943-1945 polskie kresowe wsie ginęły w milczeniu i przerażeniu.

Już w okresie międzywojennym nacjonaliści ukraińscy dokonywali na terytorium II RP licznych aktów terroru, w tym zbrodni zarówno na Polakach jak i Ukraińcach, jednak pierwsza wielka eskalacja przemocy wobec polskich sąsiadów nastąpiła u schyłku kampanii wrześniowej 1939 roku. Dokonano jej w ścisłym współdziałaniu z napastnikami - Niemcami i Rosjanami. Dotknęła ona, poza polską ludnością miejscową, żołnierzy i oddziały WP oraz rzesze uciekinierów z centralnej części kraju. Szczególnie drastyczne rozmiary akcja ta przybrała na Brzeżańszczyźnie i w Stanisławowskiem. Dochodziło tam do mordowania bezbronnej ludności, palenia domostw oraz masowych rabunków mienia państwowego i prywatnego [10]. Ofiar tych mordów, szczególnie nieznanych na tym terenie polskich żołnierzy czy cywilnych uciekinierów, nie uda się prawdopodobnie nigdy ustalić. Ich szczątki kryją leśne parowy i piwnice ukraińskich chat [11].

Oczywiście Rosjanie zachowaniom takim przyklaskiwali, a ich dowódcy wręcz podjudzali do mordów. Wiele zachowanych świadectw polskiego podziemia i relacji mówi o współdziałaniu nacjonalistów w dziele masowych wywózek polskiej ludności w głąb Rosji [12]. Podobnie karygodne było zachowanie legionów ukraińskich, wkraczających u boku armii niemieckiej, od strony Słowacji. Zbrodnie słynnego legionu Suszki dokonane na jeńcach polskich okazały się jedynie przygrywką do późniejszych (z roku 1941) działań sformowanych przez Niemców batalionów „Nachtigall” i „Roland”. Batalion „Nachtigall” z ukraińskim przywódcą Romanem Szuchewyczem i członkowie innych pomocniczych formacji niemieckich, w niemieckich mundurach uczestniczyli w aresztowaniu i zamordowaniu profesorów lwowskich. Są też sprawcami mordów polskiej inteligencji i nauczycieli w Krzemieńcu, Stanisławowie, Winnikach i wielu innych miejscach [13].

W roku 1942 Niemcy, przy decydującej pomocy policji ukraińskiej i samych nacjonalistów ukraińskich, unicestwili kresowych Żydów. Polacy byli następni...
Inspirację dla eksterminacji znajdziemy bez trudu w rasistowskiej ideologii ounowskiej, nawołującej do budowy Ukrainy „czystej jak szklanka wody”. Bliżej niewyjaśnione, ale silne więzi łączyły też dowództwo OUN-UPA z komunistami [14]. Z kolei w dokumentach niemieckich zachowanych w polskich archiwach są prośby kierowane przez nacjonalistów ukraińskich skupionych w UCK [15], do gubernatora Hansa Franka, o pilne wysiedlenie Polaków z całych Kresów, lub umieszczenie ich w gettach opróżnionych po wymordowaniu Żydów, w celu szybkiej eksterminacji. W ten sposób niemieckimi rękami nacjonaliści ukraińscy usiłowali pozbyć się Polaków. Gubernator niemiecki odmówił. Wtedy to prawdopodobnie w kręgach galicyjskiej inteligencji ukraińskiej, związanej ideologicznie z organizacją OUN, zapadła decyzja o „wzięciu spraw we własne ręce”. Część zindoktrynowanych ukraińskich chłopów stała się narzędziem morderców, tworząc tzw. „kuszczowe widiły". Owocna współpraca ukraińskich szowinistów z obydwoma okupantami, zaowocowała wyjątkowym okrucieństwem i bezwzględnością sprawców. Polacy znaleźli się w sytuacji bez wyjścia, jak w greckiej tragedii, skazani na zagładę przez wszystkich wrogów. Nie wytrzymują krytyki argumenty części historyków ukraińskich o utracie kontroli nad wydarzeniami przez ukraińskie organizacje nacjonalistyczne [16]. To przywódcy OUN i UPA wydali rozkaz zabijania.
Masowe ludobójstwo rozpoczęło się wiosną 1943 roku na Wołyniu, potem przeniosło się na Polesie i do Małopolski Wschodniej, a w końcu do dzisiejszych województw lubelskiego i rzeszowskiego. Zabijanie naszych rodaków trwało, różnym nasileniem, aż do zakończenia operacji „Wisła”, czyli do roku 1947. Ale mordy w dawnych województwach wschodnich, które znalazły się w granicach Związku Sowieckiego, zdarzały się jeszcze w latach 50-tych i 60-tych.
Z przedstawionych faktów wynika jednoznacznie, że nacjonalistom ukraińskim udało się, przynajmniej częściowo, przy pomocy kolejnych okupantów Rosjan i Niemców zrealizować swój barbarzyński plan „odpolszczenia” Kresów. Tak więc, zanim w stronę centralnej Polski, a po kilku miesiącach ziem zachodnich wyruszyły pierwsze zorganizowane przez komunistów pociągi „repatriacyjne”, dziesiątki tysięcy pozbawionych wszystkiego uchodźców znalazło się w Generalnym Gubernatorstwie bądź wywiezionych zostało na przymusowe roboty do Niemiec [17]. Uchodźcom starała się udzielać pomocy Rada Główna Opiekuńcza (przez Polskie Komitety Opiekuńcze) oraz rodacy zamieszkujący miasta. Część ocalałych ofiar ludobójstwa, z Wołynia, w dramatycznych „marszach śmierci” posuwała się w kierunku Bugu i Sanu, a przy przekraczaniu granicy GG była ostrzeliwana przez ukraińskie jednostki na niemieckiej służbie.
Wszystkich ofiar tego ludobójstwa nie sposób dziś policzyć, co jest bardzo wygodne dla tych, którzy chcą ukryć prawdę. Wielu sprawców żyje do dziś wygodnie na Zachodzie. Czasem „papiery” pomordowanych Polaków służyły mordercom, mówiącym przecież po polsku, do urządzenia sobie życia, wyłudzania świadczeń w Polsce i na Zachodzie. Dla wielu oprawców właśnie znienawidzone polskie obywatelstwo stało się przepustką do wolności i bezkarności [18].
Należy też podkreślić, że wielu ukraińskich mieszańców II RP w mordach nie uczestniczyło i nawet pod presją nie chciało mordować swych polskich sąsiadów lub krewnych. Za odmowę uczestniczenia w zbrodni, czy wstąpienia do UPA groziła im okrutna śmierć z ręki istniejącej w ramach UPA „Służby Bezpeky”. OUN i UPA często zmuszały Ukraińców do zabijania swych polskich współmałżonków i dzieci zrodzone z tych związków. Fakt ten, jak i wyrafinowanie okrutny sposób mordowania, niewyobrażalne tortury, jakie zadawano ofiarom przed śmiercią, każe postawić kresową zagładę na równi z najokrutniejszymi przykładami barbarzyństwa w dziejach ludzkości.
Wiktor Poliszczuk pochylając się nad tą zbrodnią, zwraca uwagę na jej niskie pobudki. Twierdzi, że jeżeli OUN Bandery chciała wykorzystać konflikt niemiecko - rosyjski do zbudowania państwa ukraińskiego, to od połowy 1943 r., gdy przegrana Niemiec była już tylko kwestią czasu, a nadzieja na choćby namiastkę ukraińskiej samodzielności państwowej upadła, rozpoczęcie masowej eksterminacji ludności polskiej straciło jakikolwiek sens usprawiedliwiony politycznie. Nasilenie tej akcji w przededniu wkroczenia Armii Czerwonej ujawnia intencje OUN – UPA zawarte w lapidarnym określeniu „Ukrainy nie będzie, ale i Polaków tutaj nie będzie”. Zbrodnia ta wyczerpywała wszystkie znamiona zbrodni nieprzedawnialnej, podjętej z najniższych pobudek, w oparciu o zbrodniczą faszystowską i rasistowską ideologię.
Kresowe ludobójstwo lat 1939-1945 uznać należy za jedno z najstraszniejszych nieszczęść w całych dziejach Polski. Takiego barbarzyństwa i uczynionego w tak ogromniej skali na polskich obywatelach, poza zbrodnią Holokaustu dotychczas nie było. Jeśli dyskutujemy o zjawisku szybkiego skomunizowania społeczeństwa polskiego po wojnie, o moralnym upadku, zagubieniu, nie zapominajmy, że niemal doszczętnie unicestwiono polską inteligencję, a 1/3 całego społeczeństwa doznała niewyobrażalnej traumy sowieckich mordów i zsyłek, potem mordów niemieckich i ukraińskich, a w końcu wypędzenia ze swych rodzinnych kresowych stron. Mało tego, przez 60 lat ofiary sowieckich i ukraińskich okrucieństw zostały zmuszone do milczenia.

Przez dziesiątki lat kolejne rządy i elity, zrobiły wszystko by przedstawione fakty ukryć przed resztą polskiego społeczeństwa. Skutki milczenia okazały się złe dla obydwu stron dramatu. Polaków, mieszkańców reszty kraju uczyniły niewrażliwymi na krzywdę wygnańców, również w sferze zapewnienia im pełnej własności nieruchomości w miejscach przesiedlenia, a także rent czy odszkodowań za poniesione straty, zrujnowane zdrowie i sieroctwo, banderowcom zaś pozwoliły uzyskać „rozgrzeszenie” i niezasłużenie wielkie wpływy na odrodzonej Ukrainie. Dzisiejsi ukraińscy badacze, nauczyciele opisują młodzieży wielkie czyny „bohaterskiej” OUN i UPA, nie wspominając nic o zbrodniczości tych formacji, o ich współpracy z hitlerowcami. Katom Polaków stawia się pomniki, nazywa ich nazwiskami ulice i place. W dłuższej perspektywie dla żadnego społeczeństwa tego typu postępowanie nie może przynieść korzyści. To jest właśnie cena milczenia [19].

POWODY MILCZENIA

1.MILCZENIE OFIAR:

Ofiary milczały. Samo przypominanie, że ich domy i ziemia pozostały na Wschodzie, stanowiło, szczególnie w pierwszych latach powojennych pewne zagrożenie. Rosjanie popełnili na tych ziemiach równie wiele zbrodni wobec polskiej ludności, nie mówiąc już o masowych wywózkach. Byli więc na tym punkcie wyjątkowo wrażliwi. W pierwszych 10 latach komunistycznej władzy w Polsce panował terror, zwalczano przede wszystkim rodzimą opozycję. Kresowianie bardziej niż inni z racji swej wiedzy o sowieckich rządach w czasie okupacji, obawiali się aresztowania czy zsyłki bez prawa powrotu. Tak więc wypędzeni, wykorzenieni ze swych siedzib i środowisk, zdziesiątkowani w wyniku działań wojennych i mordów, wiejscy mieszkańcy Kresów woleli nie mówić publicznie o swych krzywdach. Do tego dochodził brak zaplecza na obcym miejscu, braki w wykształceniu, częste związki z tępionym przez reżim AK.
Przesiedleni na zupełnie inne cywilizacyjnie, klimatycznie i przyrodniczo ziemie, musieli walczyć o przetrwanie, przystosowanie, zapewnienie sobie środków do życia, ale także uwolnienie się od koszmarnych wspomnień. [20] Co gorsza zdawali sobie sprawę z tego, że za nimi podążyła na ziemie zachodnie niemała ilość oprawców ich rodzin, na prawdziwych lub zrabowanych ofiarom dokumentach. Część z tych Ukraińców stosunkowo szybko zaoferowali swe usługi komunistycznej władzy, szczególnie UB i Informacji Wojskowej i stali się pożądanymi współpracownikami ustroju [21]. Zyskiwali tym znowu przewagę nad swoimi ofiarami. Okrucieństwo popełnionych zbrodni i świadomość nieukarania sprawców, czy przejście ich na współpracę z komunistami u wielu ocalałych do dziś powodują lęki, że oto banderowcy- mordercy odnajdą ich, dopadną, spalą im dom, zabiją bliskich, tj. dopuszczą się takich samych zbrodni jak wcześniej. Ilość chorób psychicznych, chorób wywołanych ranami fizycznymi, upośledzenia materialnego i społecznego wywołanego utratą rodzin w tej grupie była i jeszcze dzisiaj jest zastraszająca [22].
Tak więc, zdana całkowicie na kaprysy nowej komunistycznej władzy polska ludność kresowa miała poważniejsze problemy, niż beznadziejna walka o prawdę. Tym należy tłumaczyć ich wieloletnie milczenie.
Młodszemu pokoleniu kresowemu zaczęto wkrótce tłoczyć w głowy kłamstwa o niegodziwościach popełnionych przez „pańską Polskę” na wschodzie i sprawiedliwej, uzasadnionej zemście proletariatu. W takiej wykładni znajdowała się ukryta sugestia, że oto Polacy niejako sami zasłużyli sobie na los, jaki ich spotkał. To, że ukraiński proletariat nakłoniony do zbrodni przez nacjonalistyczną inteligencję ukraińską, mordował nie „panów”, ale polskich chłopów, przebić się do ludzkich umysłów nie mogło.

2.MILCZENIE ELIT:

A. Polskie Państwo Podziemne:

Pierwsze błędy popełniono jeszcze w czasie wojny. Sytuacja przerosła wszystkich. Wiele do życzenia pozostawiało zachowanie władz Polskiego Państwa Podziemnego. Zwlekały one z ujawnieniem prawdziwych rozmiarów zbrodni. Niewątpliwie, ogłoszenie przez Rząd Londyński, że Ukraińcy – ale wciąż obywatele Państwa Polskiego - dokonują ludobójstwa dziesiątek tysięcy Polaków ofiar, oznaczało przyznanie, że Rzeczpospolita Polska tymi ziemiami już praktycznie nie włada, co uniemożliwiałoby jakikolwiek manewr wobec dyktatu Stalina [23].
PPP czyniło nieudolne próby porozumienia się z ukraińską emigracją, a nawet ze sprawcami, nie przerwało to jednak czystki etnicznej. Tragicznym ukoronowaniem tych chwiejnych działań było bestialskie rozerwanie końmi polskich emisariuszy, przez oddział UPA na Wołyniu [24].
Polskie władze nie podjęły też decyzji o uzbrojeniu mordowanych Polaków, ani przysłaniu im odsieczy z innych dzielnic kraju.
Kolejną dramatyczną i brzemienną w konsekwencje decyzją PPP, było ostentacyjne manifestowanie w konspiracyjnych publikacjach ukazujących się pod niemiecką okupacją, poparcia dla Rosjan, co w tym konkretnym wypadku oznaczało wyrok śmierci dla tysięcy polskich Wołyniaków i Małopolan [25]. Niemcy w tej sytuacji zostawili UPA wolną rękę w eksterminacji ludności polskiej, odebrali polskim samoobronom resztki broni, którą przekazali UPA, razem z żywnością i wyposażeniem. Przez palce patrzyli też na barbarzyńskie „wyczyny” Ukraińców z SS Galizien wobec polskiej ludności.

B.Komuniści:

Jak pisze w swej pracy „Droga do prawdy” [26] Andrzej Żupański, świadek wydarzeń, a równocześnie jeden z organizatorów polsko-ukraińskich konferencji zatytułowanych „Trudne pytania”: Komuniści poddawali wszystkie publikacje cenzurze prewencyjnej i zakazali wszelkich badań naukowych, które ujawniłyby wszystkie fakty [...] w szkołach powszechnych i średnich uczniowie, a nawet na uniwersytetach studenci niczego o tej tragedii się nie dowiadywali”. Przyczyn było wiele. Pierwsza to jak najszybsze zintegrowanie tych ziem ze Związkiem Sowieckim i zatarcie wszelkich śladów polskości. Kolejna to wygranie walki propagandowej, która miała ukryć prawdziwy charakter zbrodni. Po prostu „polscy panowie” ginęli z ręki „ukraińskiego proletariatu”.
Wreszcie ukaranie części ukraińskich nacjonalistów - ludobójców, co było elementem wewnętrznej walki komunistów o władzę i „rząd dusz” na Ukrainie i równocześnie stanowić miało parawan dla zbrodni samych komunistów dokonanych na obywatelach polskich. Ścigano część uznaną za nacjonalistów i to głównie wtedy, gdy udawało się odnaleźć ich związki z Zachodem i jego wywiadem.
Nie jest też mitem, a faktem potwierdzonym źródłowo, że rozgrzeszonych przez służby specjalne USA i Zachodniej Europy banderowców zrzucano na polskie terytorium z bronią, dużymi ilościami pieniędzy, radiostacjami, materiałami wybuchowymi itp., i wykorzystywano do szpiegostwa i dywersji. W zbiorach IPN znajduje się wiele dowodów, na prowadzenie przez nich działalności sabotażowej i terrorystycznej. Ożywiano sieci dawnej „Osnowy”, antypolskiej organizacji ukraińskiej działającej w Gdańsku, Gdyni, Poznaniu [27]. Są to dane demaskujące fakt, że poza antykomunistyczną, działalność ta miała szerszy i niebezpieczny - antypolski wymiar [28]. Akcje te były kontynuowane długo po wojnie (jeszcze w latach 60, a może nawet 70 XX wieku), a ich zaplecze stanowiły skupiska wysiedlonej w ramach operacji „Wisła” ludności ukraińskiej i łemkowskiej na północy i zachodzie Polski.
Również zdaniem Rosjan, wybrani członkowie OUN i UPA nadawali się do dalszej współpracy przeciw Polsce. Dotyczy to tylko przede wszystkim licznych komunistycznych agentów w oddziałach UPA, delegowanych tam przez NKWD jeszcze podczas wojny.
Dziś nie ulega wątpliwości, że w latach 1945 - 1947 Rosja regularnie i na dużą skalę wspomagała dostawami broni sotnie UPA w 19 powiatach za Bugiem i Sanem. Miało to na celu włączenie tych terenów w obręb sowieckiego państwa. Fakt ten powinien znacząco wpłynąć na ocenę przeprowadzonej przez stronę polską operacji „Wisła” [29].

C. Emigracja – krąg paryskiej „Kultury”

Ukraińskie zbrodnie ludobójstwa powinny być całościowo osądzone zaraz po wojnie, najlepiej przez polskie sądy. Mordów dokonywali wszak obywatele II RP, ale osądzone one nie zostały [30]. Co więcej, nacjonaliści, z banderowcami na czele, doczekali się rozgrzeszenia. Pierwsza wybaczyła im część polskiej emigracji, szczególnie ta, która najszybciej zadzierzgnęła związki z wywiadem amerykańskim i przeszła na jego utrzymanie. W nowej konfiguracji świata, wzorem Zachodu, część naszej emigracji, szczególnie z kręgów paryskiej „Kultury” zaczęła nie tylko kontaktować się, ale użyczać łamów swego pisma moralnym i fizycznym sprawcom mordów wołyńskich i małopolskich, czy współpracownikom Abwehry, jak Bohdan Osadczuk [31]. Było to działanie czytelne i jasne, jeśli przyjmiemy czysto polityczny punkt widzenia: wróg naszego wroga jest naszym przyjacielem, ale jakże wątpliwym pod względem moralnym. To doprowadziło do kolejnego grzechu zaniechania.
Na „Kulturze” wychowało się całe pokolenie „Solidarności”. Jej działacze nie brali pod uwagę, że wśród tych, których tam goszczono, byli też skrajni ukraińscy nacjonaliści. Podejmując w paryskiej „Kulturze”, a tym samym pośrednio rozgrzeszano ideologów ukraińskiego faszyzmu – z Doncowem na czele. Czynem tym nie tylko zlekceważono ofiary, ale utorowano „nobilitowanym” tym faktem banderowcom drogę do władzy po odzyskaniu przez Ukrainę niepodległości.
Ludzie związani z Jerzym Giedroyciem okazali się w tym wypadku bardziej rzecznikami polityki międzynarodowej, niż krajowej. Po raz kolejny polityka zwyciężyła wiec z prawdą historyczną.

D.Watykan

Trwająca od wieków wizja wielkiej misji na Wschodzie spowodowała, że i Watykan rozgrzeszył de facto sprawców, bez pokuty za grzechy. Trudna i delikatna to kwestia, ale prawo do wybaczenia mają wyłącznie ofiary, a nie politycy, czy nawet Kościół. Trudno tez Polakom pogodzić się z faktem wszechstronnej pomocy i ukrywaniu przez Watykan ukraińskich esesmanów i banderowców. Trzeba mieć nadzieję, że dla wszystkich osób, które przyłożyły rękę do jednostronnego odpuszczenia win, byłoby zaskoczeniem, wiedza o konsekwencjach ich wyboru, a przede wszystkim to, że sprawcy nieszczęścia i jego inspiratorzy, a także niebędący tu bez winy ksiądz Metropolita Andrij Szeptycki, trafią na cokoły. Między innymi na skutek opisanych działań (lub zaniechań), postbanderowcy osiągnęli dziś w zachodniej części Ukrainy wielkie wpływy i hojnie wspomagani przez ounowskie organizacje z Kanady i USA, narzucili znacznej części społeczeństwa przekonanie, że bez pozbycia się Polaków (czyli ludobójstwa) nie powstałaby „Samostijna” [32]. Przed kilku laty taki pogląd był w Kijowie nieznany, dziś nie tylko zyskał rację bytu, ale nawet pojawia się w książkach i podręcznikach.

E.Milczenie organizacji żydowskich.

Współpraca polsko – żydowska na rzecz ujawnienia zbrodni dokonanej przez nacjonalistów ukraińskich byłaby ze wszech miar korzystna dla obu stron. Wynika to z faktu, że na Kresach obydwie narodowości uległy zagładzie. Jest stwierdzonym faktem, że ci sami nacjonaliści - mordercy, którzy we współpracy z Niemcami, w niemieckich mundurach mordowali Żydów i Polaków [33], wcześniej na własną rękę dokonywali holokaustu ludności żydowskiej. Dla polskiego historyka dużym problemem, poza niechęcią do ujawniania udziału nacjonalistów ukraińskich czy litewskich w Holokauście ze strony organizacji żydowskich, jest bariera językowa, bo wiele relacji i wspomnień przechowywanych w archiwach organizacji żydowskich spisana jest po hebrajsku lub w jidisz [34]. Tu też brak badań, publikowanych ustaleń, dążenia do ujawnienia sprawców. Wydaje się, że główną przyczyną jest niechęć ukraińskich organizacji i strony żydowskiej w ogóle, do przyznania, że nie tylko Żydzi, ale i Polacy byli w czasie wojny obiektem holokaustu. Być może przyczyny te staną się mniej tajemnicze, gdy popatrzymy na sprawę przez pryzmat roszczeń finansowych kierowanych pod adresem Państwa Polskiego.

F.W Polsce po roku 1988.

Aby przekonać się, czy w dziedzinie dążenia do prawdy nastąpiła jakakolwiek zmiana, dość powiedzieć, że mimo upływu 18 lat od zmiany ustroju w Polsce, żadna uczelnia wyższa nie przystąpiła do realizacji jakiegokolwiek programu badawczego na ten temat.
Co gorsza, kiedy po latach oczekiwania większość archiwów zostało otwartych, okazało się, że wielu dokumentów na temat ludobójstwa już nich już nie ma. Sprawcy i ich poplecznicy zadbali o skuteczne usuwanie śladów w kraju i za granicą. Mieli na to dziesiątki lat. W sposób dwuznaczny zachowywał się też Ośrodek „Karta”, gdzie pełni nadziei kresowianie wysyłali swe wspomnienia. Niechęć jego prezesa do tego tematu była wręcz przysłowiowa. Mimo posiadania przez tę placówkę wielu dokumentów, nie dopuszczano ani do ich publikowania, ani do innego rozpowszechniania. Tam miano też wiele lat temu zewidencjonować polskie ofiary banderowskich zbrodni. Mimo sztabu zatrudnionych osób dokonano jedynie ewidencji ofiar – ukraińskich. Wszystkie próby przejęcia tego tematu w przez inne ośrodki kończyły się niczym – bo projekt miała zrobić „Karta” - i tak kółko się zamykało. Ta praca nie została wykonana do dziś! Ponadto właśnie w „Karcie” ujawniono przypadki niszczenia dokumentów i relacji przez zatrudnionego tam archiwistę [35].

Po roku 1989 nie szczędzono pieniędzy na projekty dotyczące euroregionów, krzewienia kultur mniejszości, tymczasem elementarna wiedza na temat polskiej kresowej kultury deprecjonowała się i ginęła [36]. Lansowano w Polsce hasło: „wybierzmy przyszłość”. Historię postanowiono „zostawić historykom”. Historycy jednak nie za bardzo kwapili się do nowych badań.
Kiedy Polacy wraz z prezydentem „wybierali przyszłość”, na Ukrainie nastąpiło coś zupełnie odwrotnego. Wsparte dużymi funduszami z Kanady, USA i Anglii ukraińskie organizacje nacjonalistyczne rozpoczęły realizację na Ukrainie, ale i w Polsce, planu pełnej rehabilitacji OUN i UPA, ze zbrodniczych antypolskich formacji, na „bohaterów walki o nową Ukrainę” i pogromców komunistów. W „naprawianiu historii” nie pozostali osamotnieni. Polsce szybko wykrystalizował się ośrodek realizujący to samo zadanie, w imię nowych priorytetów politycznych kosztem prawdy historycznej. Był to krąg osób związanych z mediami – głównie z „Gazetą Wyborczą” kierowaną przez Adama Michnika, a pozostającą pod silnym wpływem Jacka Kuronia, który nie zawahał się publicznie twierdzić: „Polakiem jestem z przypadku”. Do pracy zaprzęgnięto też publicystów i historyków wywodzących się z mniejszości ukraińskiej, jak Roman Drozd, Mirosław Czech, czy Paweł Smoleński [37]. Do tego doszło kilku, młodych, ambitnych, choć niezbyt nieprzejmujących się kryteriami prawdy historycznej badaczy, których cechą wspólną było doskonałe wczuwanie się w oczekiwania polityków. Do czołowych reprezentantów tej grupy zaliczyć można Grzegorza Motykę, Rafała Wnuka i Jana Pisulińskiego. Badacze ci, związani na dodatek z IPN, a nawet PAN (Motyka), odcisnęli swoje piętno na propagowaniu nowej, „poprawionej” wersji wydarzeń. Działaniom tym sekundował ówczesny prezes IPN Leon Kieres. Dzięki temu udało się rewizjonistom zastąpić określenie zbrodni ludobójstwa, słynnym pojęciem „konflikt polsko-ukraiński”.
W swych licznych artykułach, notkach encyklopedycznych a nawet książkach [38] przemianowali zbrodnicze organizacje nacjonalistyczne, obciążone współpracą z hitlerowcami na nieskazitelnych bohaterów, rycerzy walki o niepodległość. Dla autorów tych nie było ważne, że poza Polakami organizacje OUN i UPA wymordowały we współpracy z Niemcami kresowych Żydów, a nawet tysiące samych Ukraińców [39]. Ignorują oni nawet fakt przynależności OUN do „międzynarodówki” faszystowskiej. W pracach, nawet tych ukazujących się w Polsce, zaczął się coraz częściej pojawiać antypolonizm, ostre oskarżenia kierowane przeciw poszkodowanym Polakom. Nikt nie przeczy, władze polskie przed wojną popełniły liczne błędy, ale żaden z nich nie może przecież usprawiedliwiać ludobójstwa! Żaden z przedwojennych rządów nie chciał ani nie prowadził polityki antyukraińskiej, choć zmagać się musiał z poważnym problemem terroryzmu na swoim terytorium, realizowanego przez UWO- OUN.
Okazję do wybielania OUN i UPA zaczęli wykorzystywać badacze narodowości ukraińskiej, pracujący na polskich uczelniach wyższych, często z wysokimi stopniami naukowymi uzyskanymi w Polsce (przede wszystkim Włodzimierz Mokry, Włodzimierz Wysocki, Roman Drozd i Mikołaj Siwicki). Skrajny antypolonizm pojawił się w pracach pracującego na KUL naukowca ukraińskiego pochodzenia Mikołaja Siwickiego [40]. W jego obszernej trzytomowej pracy „Dzieje konfliktów polsko-ukraińskich” [41] możemy przeczytać m.in., że „Polskie społeczeństwo jest zdegenerowane, chore, bo wychowało się na fałszu...” [42], a przesiedlenie ludności łemkowsko - ukraińskiej z pogranicza w ramach operacji „Wisła” ośmielił się nazywać ludobójstwem! Liczba zawartych w tej pracy przekłamań spowodowała nawet wniesienie przeciw autorowi sprawy do prokuratury [43].
Opisywanym wcześniej zjawiskom towarzyszyło zwiększenie dotacji i świadczeń naszego państwa na rzecz zamieszkujących w Polsce mniejszości. Ośmielone postępowaniem części naukowców, dofinansowywane przez polski MSZ, pismo ukraińskie „Nasze Słowo” przystąpiło do ataku na AK i ujawniło szokujące żądania terytorialne wobec tzw. Zakierzonii, czyli wielu powiatów dzisiejszej Polski [44]. Z organizacji postbanderowskich w Kanadzie i USA wartką rzeką popłynęły pieniądze na badania i teksty, mające przekonać zarówno Polaków jak i Ukraińców, że OUN i UPA były nie bojówkami dopuszczającymi się czynów terrorystycznych i morderczych, a zasługującymi na pochwałę organizacjami narodowo-wyzwoleńczymi czy partyzanckimi.
Kartą przetargową strony ukraińskiej wykorzystywaną w walce o prawdę na temat ludobójstwa na Kresach była i jest operacja „Wisła” i kwestia nielicznych „polskich odwetów” - vide Pawłokoma [45]. Operacja „Wisła” była niewątpliwie dla ukraińskiej i łemkowskiej ludności akcją bolesną i uciążliwą, ale nie była nieuzasadnioną szykaną dokonaną bez powodu. Nie byłoby potrzeby jej przeprowadzania, gdyby nie nieustanne akcje terrorystyczne i walki zbrojne prowadzone przez kurenie przeciw polskiej ludności i nowym władzom, mające na celu odłączenie od Państwa Polskiego w nowych granicach 19 kolejnych powiatów. Terror prowadzony był jak na Wołyniu, czy w Małopolsce Wschodniej drogą mordów, wypędzania polskiej ludności i niszczenia polskiego i ukraińskiego mienia. W dokumentach Ministerstwa Administracji Publicznej z lat 1945-1947 odnaleźć można dane na ten temat. Ludność wzywała pomocy od władz i w końcu ja otrzymała. Jak rzadko które posunięcie komunistycznych władz, doczekała się pełnej akceptacji społecznej i przyzwolenia! Tym faktom nie można zaprzeczyć, bez fałszowania przeszłości.
Jednak część nieznających podstawowych faktów polskich senatorów, w roku 1990 dało się „podejść” i w ten sposób doszło do uchwalenia słynnego potępienia operacji „Wisła”. Było to wielkie zwycięstwo nacjonalistów ukraińskich i tylko tak należy je rozumieć. W wypadku lepiej zorientowanych w sprawie posłów izby niższej polskiego parlamentu zabieg ten już się nie powiódł.
Operacja „Wisła” jest jednak cały czas zręcznie wykorzystywana jako argument tuszujący banderowskie zbrodnie i pretekst do wysuwania kolejnych roszczeń finansowych wobec Państwa Polskiego [46]. O wiele ważniejsze jest jednak realizowane (między innymi w polskich podręcznikach historii) skutecznego i zręcznie wykorzystywanego przez banderowców zabiegu „wyrównywania win”. My Wołyń - wy operacja „Wisła”. Rachunki wyrównane. Można tylko pogratulować tak sprytnego i skutecznego pomysłu. Czarne jest białe, sprawcy oskarżają ofiary!
W tej sytuacji, niemal cała praca na rzecz ocalenia dla potomności wiedzy o kresowym ludobójstwie Polaków spadła na organizacje kombatanckie, stowarzyszenia ofiar ludobójstwa [47], lub pojedyncze osoby – ciężko doświadczonych uczestników zdarzeń. Były to osoby z reguły starsze wiekiem i nie do końca przygotowane do zastępowania instytucji państwa i placówek badawczych, w tym trudnym przedsięwzięciu. Dlatego tak łatwo przez lata było w nie uderzać. Niemal od początku narażone były na pełne hipokryzji zarzuty zawodowych historyków o brak profesjonalizmu. Z protestami spotykała się też do dziś każda poważniejsza próba upamiętniania zbrodni [48].
Najważniejszym, choć niewątpliwie połowicznym w wynikach przedsięwzięciem był wspomniany cykl konferencji - seminariów polsko -ukraińskich z udziałem naukowców obu krajów pod nazwą „Trudne pytania” i szereg publikacji pod tym samym tytułem, zainicjowanych przez samych świadków wydarzeń skupionych w Światowym Związku Żołnierzy AK. Ogrom przeciwności i problemów związanych z tymi konferencjami opisał Andrzej Żupański - ich główny organizator i propagator [49]. Podstawowym problemem, który pojawił się już na początku tego cyklu spotkań było, że strona ukraińska przystąpiła gremialnie do obrony obwinianego przez ocalałych z mordów Polaków – świadków wydarzeń, organizacji nacjonalistycznych - OUN i UPA. Takie podejście wspierane przez część polskich historyków, głównie narodowości ukraińskiej, stanowiło dla organizatorów bardzo trudne wyzwanie. Trzeba przyznać, że robili co mogli, by nie zmarnować szansy na zbliżenie do prawdy, jednak znalezienie konsensusu w wielu kwestiach okazało się wyjątkowo trudne. Wiele wysiłku kosztowało zachowanie dyscypliny naukowej na seminariach i pilnowanie by nie dochodziło do emocjonalnych (w końcu uzasadnionych przy omawianiu tego typu kwestii), a jedynie merytorycznych potyczek.
Poważne zarzuty dotyczące seminariów, w tym ustępliwości zapraszanych na obrady polskich historyków, postawił nieżyjący już dziś świadek historii i wielki znawca problematyki zbrodni wołyńskich, Leon Karłowicz w pracy „Polska-Ukraina – smutne refleksje” [50]. To, że konferencje nie spełniły do końca oczekiwań Światowego Związku Żołnierzy AK wynikało z prostego faktu, że historii nie można „uzgadniać”, tak jak to na seminariach próbowano robić. Protokoły rozbieżności mają rację bytu w rozmowach władz ze strajkującymi, ale nie w historii. Tam należy badać, ustalać fakty, niezależnie od tego, czy jest to dla danej strony wygodne, czy też nie. Mimo krytycznych uwag należy przyznać, że referaty przygotowywane na kolejne seminaria, podniosły w znaczący sposób stan wiedzy na temat wojennych wydarzeń na Kresach. Cóż z tego; IPN nie okazał się zainteresowany przejęciem badań, ani nawet odpowiednim ich rozpropagowaniem: profesor Leon Kieres zasłużył się wyjątkowo dla dalszego zaciemniania i ukrywania przed opinią publiczną prawdy o tym okresie stosunków polsko – ukraińskich.
W latach 1999-2003 IPN, kierowany wówczas przez Leona Kieresa, zapisał szczególnie niechlubne karty w dziele badania prawdy o kresowym ludobójstwie [51]. IPN zorganizował konferencję na temat mordów na Wołyniu - w Lublinie (2000) i potem, „dla równowagi”, o operacji „Wisła” w Krasiczynie (2001). Obydwie okazały się, poza pojedynczymi wystąpieniami, poważnym krokiem wstecz w poznawaniu prawdy. Co najdziwniejsze, do wygłoszenia referatów nie zaproszono osób, które badały już wcześniej te same tematy na seminariach „Trudne pytania”.
Zmiany nastąpiły w związku ze zbliżającymi się obchodami 60. rocznicy zbrodni wołyńskiej. Wydano szereg książek z fundamentalną pracą Władysława i Ewy Siemaszków „Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności na ludności polskiej Wołynia 1939-1945” [52] na czele. Warto w tym miejscu podziękować osobie, której osobiste zaangażowanie i przyznawane za jej przyzwoleniem środki, pozwalały na prowadzenie badań i dochodzenie do prawdy tej garstce historyków, którzy nie ulękli się presji. Bez tej pomocy wiele publikacji nie ujrzałoby światła dziennego. Nie dlatego, że zawierały nieprawdę, lub zawarte w nich dokumenty były fałszywe, ale dlatego, że były dla części polityków i środowisk „niewygodne”. Osobą tą był Andrzej Przewoźnik, sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Jego odwadze i determinacji zawdzięczają kresowianie bardzo wiele, a przede wszystkim budowę licznych upamiętnień w miejscach kaźni. Pomagał i pomaga też w wydawaniu periodyku „Na Rubieży” [53] i wielu prac źródłowych na temat ludobójstwa.
Organizacje kombatanckie grupujące ocalałych z zagłady kresowian planowały obchody zorganizować samodzielnie. Do organizacji obchodów włączyły się jednak władze państwowe z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim. Mimo że działanie to oceniano niejednoznacznie [54], po raz pierwszy szersza opinia publiczna dowiedziała się dzięki przekazowi mediów, że jakieś rzezie w ogóle miały miejsce, a nie były tylko konfabulacją garstki „repatriantów”. Niestety media, a szczególnie polska telewizja włożyła wiele wysiłku [55], by widz zakończył oglądanie transmisji nie wiedząc kto, kogo i za co mordował, a jedynie że doszło do „konfliktu”, a ofiar nie należy liczyć, bo one się bilansowały, a tak naprawdę to winni wszystkiemu i tak byli Polacy. Taka niedopuszczalna ze względu na kryterium prawdy historycznej interpretacja, zrównująca katów z ofiarami, bo obarczającą je winą za to, że przyczyniły się do swojej śmierci, choć budzi sprzeciw, trwa w mediach do dziś.
Przykładów jest wiele, jak choćby ten, że emitowany przez BBC nakręcony w Anglii film o zbrodniach dokonanych na ludności polskiej w roku 1944 przez żyjących w dobrobycie na wyspach członków ukraińskiej formacji SS-Galizien, nie został przez polską telewizję wyemitowany [56]. Za to wyświetlono gloryfikujący OUN-UPA film Agnieszki Arnold „Przebaczenie” [57]. Dla Kresowian szokiem było też przyznanie Orderu „Orła Białego” Bohdanowi Osadczukowi, który za zasługi w depolonizacji Chełmszczyzny, w 1941 roku otrzymał stypendium w Berlinie, człowiekowi bardzo interesom polskim niechętnemu, by nie powiedzieć wrogiemu, o czym świadczyły niemal wszystkie jego publiczne wypowiedzi i artykuły.
Lata 2003-2005 podsumować jednak należy pozytywnie, bo milczenie na temat zbrodni na chwilę zostało przerwane. Ukazało się wiele nowych pozycji książkowych, pamiętnikarskich, artykułów prasowych w niskonakładowych pismach, wydano w tym czasie nowe dokumentów, odsłonięto pomniki i upamiętnienia. Podniosło to niewątpliwie poziom wiedzy społeczeństwa polskiego o tych wydarzeniach.

Jednak po obchodach 60-lecia ludobójstwa na Wołyniu, mimo oczekiwań, znowu zapadła cisza. Brak grantów, podejmowania badań na uczelniach. Cisza ta trwa do dziś. Tymczasem na Ukrainie wyrosły pomniki: kata Wołynia – Kłyma Sawura; żołnierzy SS-Galizien (przy wejściu na cmentarz lwowskich „Orląt”); na ukończeniu jest panteon Stepana Bandery, a na polskiej szkole we Lwowie wisi tablica upamiętniająca Romana Szuchewycza - dowódcę ukraińsko-niemieckiej formacji „Nachtigall”, odpowiedzialnej za bestialskie mordy na Polakach, w tym za mord polskich profesorów we Lwowie, mord nauczycieli w Krzemieńcu… „Bohaterowie z OUN-UPA” uhonorowani są dziesiątkami upamiętnień, nazwami ulic, placów... Politycy z prezydentem Wiktorem Juszczenką i panią Julią Tymoszenko popierają nacjonalistów, nadają zbrodniarzom wojennym tytuły narodowych bohaterów, przyznają kombatanckie uprawnienia. Po ulicach Kijowa, pod czarno-czerwonymi flagami i przy akompaniamencie bębnów i antypolskich pieśni maszerują dumnie członkowie OUN i UPA w swoje rocznice. Polska telewizja nie informuje o niczym (październik 2007), mimo że uczyniły to zaniepokojone tym faktem telewizje zachodnie. Dlaczego?
To, co obserwujemy, już nie na „Zachodniej Ukrainie”, ale w całym kraju, co znajdziemy w podręcznikach i historycznych książkach, to widomy i dramatyczny efekt polskiego zaniechania w wyjaśnianiu prawdy. To Polacy milcząc, przyzwolili na zbudowanie etosu „bohaterskiej UPA”.

W ostatnich dwóch latach dzięki zmianie na fotelu prezesa IPN, po wielu latach przemilczania, zafałszowywania, a nierzadko i niszczenia istniejących dowodów zbrodni [58], daje się zaobserwować zintensyfikowanie prac, głównie prokuratorskich. Prokuratorzy Oddziałowych Komisji Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu, dziś przy IPN, przesłuchują setki żyjących jeszcze świadków. Na wyróżnienia zasługują prokuratorzy Piotr Zając z oddziału Lublin i Tomasz Rojek z oddziału Wrocław. Obydwaj zgodnie przyznają, że w świetle zebranych materiałów nacjonalistyczne ugrupowania ukraińskie dopuściły się zbrodni ludobójstwa.

Część społeczeństwa pozwoliła narzucić sobie kilka istotnych tez. Po pierwsze – że musimy „pojednać się” z „narodem ukraińskim”. Jest to nadużycie, ponieważ naród polski wcale nie potrzebuje żadnego „pojednania” z narodem ukraińskim, bo nie żywi do niego wrogości, ani wrogości od niego nie doznaje. Ewentualne pojednanie mogłoby nastąpić z banderowcami. Ale oni nie chcą wyrzec się swojej ideologii, która uznaje ludobójstwo za uprawnioną metodę uprawiania polityki, ani też nie zamierzają dokonać rachunku sumienia za zbrodnie. Nigdy nie stanowili oni i, miejmy nadzieję, nie będą stanowić większości ukraińskiego narodu.

Wydaje się, że dotychczas stosowane w Polsce metody osłaniania banderowskich sprawców przez przeczekiwanie, aż wymrą świadkowie, przemilczanie, niszczenie źródeł, nieprowadzenie wyczerpujących badań, przyniosły Polsce efekt przeciwny do zamierzonego. Skrajny nacjonalizm na Ukrainie zamiast obumierać - potężnieje. Równocześnie kolejne pokolenia Polaków dojrzewają w niewiedzy o losie swych przodków. Działania dzisiejszych polskich elit odcinają też Polskę od szansy wprowadzenia wiedzy na ten temat kresowego ludobójstwa do kanonu historii powszechnej, jako doświadczenia ludzkości, które nie może się nigdy więcej powtórzyć.
Jednak z prawdą jest tak, że w końcu ktoś się o nią upomni. Szkoda tylko, że zadośćuczynienia nie doczekają ostatni już żyjący wygnańcy.

XX

Badając stan świadomości dzisiejszych pokoleń o zagładzie kresowej, musimy uwzględnić, że zbiorowy wysiłek tylu sił politycznych i „autorytetów” działających wspólnie od dziesiątek lat nie mógł nie odnieść sukcesu. Był nań niemal skazany. Dowodem na to jest choćby wystąpienie Andrzeja Wajdy i jego środowiska przeciw budowie pomnika ofiar mordów OUN-UPA. Dlaczego zamordowani w Katyniu, czy w wyniku Holokaustu mają prawo do pamięci, a ponad 100 tysięcy niewinnych ofiar wyjątkowo okrutnie popełnionych zbrodni, nie? Kresowianie mówią czasem, że są „od gorszego Boga”...

„Elity” zadecydowały, że Polacy mają zapomnieć i zamilknąć.

W przeciwieństwie do polskich mediów, od lat przemilczających lub fałszujących kresową tragedię, na Ukrainie obserwujemy zjawisko wręcz odwrotne. Dziesiątki wydawnictw i stron w Internecie wskazuje na usilne działania na rzecz rehabilitacji skrajnego nacjonalizmu ukraińskiego. Działalność ta jest tak masowa i pełna determinacji, że budzi zdziwienie, ale i obawy. Tym bardziej, że po zapoznaniu się z prezentowanymi danymi, można poczynić pewne obserwacje. Mamy więc do czynienia ze staraniami o nobilitowanie i kreowanie członków OUN i UPA na bohaterów całej Ukrainy. Z ukrywaniem, a nawet pozbawionym skrupułów fałszowaniem historii podszytym wyraźnym antypolonizmem, a nawet rewizjonizmem. O tym ostatnim świadczą kolportowane mapy „Wielkiej Ukrainy” z tzw. Zakierzonią, czyli 19 powiatami dzisiejszej, pojałtańskiej Polski [59]. Popularyzacja i gloryfikowanie zbrodniczej UPA, głównie wśród młodych, ludzi odbywa się też za pomocą umieszczanych w Internecie filmów jak np. „Żelazna Sotnia” [60], czy komiks o UPA dla młodzieży. Wspomniany komiks jest kalką banderowskich opracowań. Poza silnymi wątkami wrogimi Polakom, zawiera obrazek pomordowanych ukraińskich kobiet i dzieci, które zdaniem autora zamordowali –Polacy!!! Do tego posuwają się propagandyści banderowscy [61]. Jeśli ktoś chce zakupić filmy o „bohaterskiej UPA”, nie ma z tym żadnych problemów [62]. Na ukraińskich stronach dochodzi też do gloryfikowania formacji SS-Galizien [63]. Strona ta redagowana jest przez jej kombatantów i sympatyków. Szczególnie ostrą antypolską propagandę prowadzi bardzo bogaty, wpływowy i zdyscyplinowany Ukraiński Światowy Kongres z siedzibą w Ameryce [64]. Ostatnio poza żądaniami odszkodowań na fali związanej z obchodami rocznicy operacji „Wisła” przeprowadził on akcję wysyłania do papieża listów, domagających się usunięcia z Przemyśla polskich tablic [65]. Młodzi ukraińscy nacjonaliści mogą się szkolić w faszystowskiej ideologii OUN, na stronie specjalnie dla nich przygotowanej [66]. Jednak, jakby tego było mało, dochodzi do atakowania polskich stron w Internecie [67]. W ostatnich latach mają też miejsce taktyczne porozumienia ukraińskich nacjonalistów z Litwinami [68], czy spotkania młodych nacjonalistów ukraińskich i neonazistami niemieckimi, w północno-wschodniej Polsce.
Naukowcem, który od lat bada problematykę współczesnych przeszkód w kontaktach polsko-ukraińskich wywołanych wspólna trudną historią jest socjolog i politolog profesor Marian Malikowski. Podkreśla on w swych pracach, że aby móc poruszać się w tego typu problematyce, konieczne jest podejście interdyscyplinarne. Tylko synteza wiedzy historyka, politologa, socjologa, a może i psychologa pozwoli zbliżyć się do tak złożonego i pełnego emocji zjawiska, jakim jest pamięć międzypokoleniowa i społeczny jej odbiór.
Co innego wiedza szczegółowa, czym innym jednak zbiorowa świadomość zwykłych obywateli. Tu stereotyp Ukraińca ukształtowany w dawnych wiekach, umocniony dramatem w czasie ostatniej wojny nie jest zachęcający. Ukrainiec to w świetle najbardziej rozpowszechnionego stereotypu, człowiek okrutny, bezwzględny, podstępny, rizun, nienawidzący i mordujący Polaków. Takie wyobrażenie funkcjonuje nadal wśród starszego pokolenia, a w złagodzonej formie wśród ludzi młodych. Ci ostatni nie za bardzo wiedzą, dlaczego, ale niechęć przekazana przez ojców nie została wykorzeniona. Zbrodnia trwać będzie w świadomości Polaków jeszcze przez wiele pokoleń, gdyż pamięć zbiorowa jest jak pisał prof. M. Malikowski „bardziej odporna na zmiany rzeczywistości niż pamięć indywidualna” [69].
Jednak naukowcy częstokroć kreują obraz zgoła odmienny, noszący, wbrew prawdzie historycznej, cechy postulatywne. Wtedy nasuwają się pytania: Co powoduje, taki, a nie inny sposób pisania? Nieznajomość faktów czy intencjonalność działania. Z takim przypadkiem mamy do czynienia w pracy pt. „Narody i Stereotypy” będącej pokłosiem konferencji, która odbyła się w Krakowie w roku 1995 [70]. Mimo aż czterech zawartych w tej pracy tekstów poświęconych stereotypom Ukraińca i Polaka, tematy związane z doświadczeniem agresji przez Polaków, były przez autorów zręcznie omijane. Jedynie Danuta Sosnowska [71] we fragmentach swego referatu, w szyderczym i wysoce niechętnym tonie odnosi się do zbrodni popełnionych przez ukraińską ludność na Kresach. O wspomnieniach ofiar pisze pogardliwie, że są to „dziełka” i zarzuca im fałszerstwo, np. stwierdzeniem: „we wszystkich tekstach, o których wspomniałam, podkreślano przy pomocy rozlicznych, często wyrafinowanych sposobów dokumentacyjny charakter książki”(podkreślenie moje - L.K.). W ten sposób naukowiec, prezentując swoją prywatną wizję, pozwala sobie na ferowanie ocen, bez weryfikacji faktów, podanych w omawianych przez siebie książkach. Co gorsza, z góry zakłada, że autorzy przywołując tortury i okrutne sposoby mordowania – kłamali [72]. Smutny to dowód na stan dzisiejszej nauki. Mniejszym problemem jest sam brak podstawowej wiedzy autorki tekstu, większym, że mimo tego podjęła się realizacji tak poważnego tematu.

Niewątpliwie młodsze pokolenie Polaków zmieniło swe poglądy o Ukraińcach na korzyść, m.in. przez ogromną propagandę związaną z organizowaniem „pomarańczowej rewolucji” i zaangażowaniem się w nią Polaków. Nadal jednak Ukraińcy znajdują się na odległych miejscach, w prowadzonych regularnie przez OBOP badaniach dotyczących sympatii poszczególnych nacji. Potwierdzają to badania przeprowadzone przez zespół z Wydziału Nauk Społecznych Stosowanych AGH, na społeczności studenckiej uczelni. Jak wpływa na to wiedza o wojennym dramacie - nie wiemy, bo nikt nie przeprowadził choćby pilotażowych badań socjologicznych na ten temat.

------------------
(Powyższy artykuł - wraz z kilkoma innymi tekstami Autorki - niebawem ukaże się w książce na temat stosunków polsko-ukraińskich, pod redakcją prof. dr. hab. Bogumiła Grotta).

PRZYPISY:

1.Kulińska L., Nie tylko Wołyń, „Sowiniec, Materiały Historyczne” 2003, nr 22.
2.Nie oznacza to, że w środowisku rodzinnym nie było na ten temat informacji ( przekazy od ojca, który w latach 50-tych dwa lata przebywał w Bieszczadach, kontakty towarzyskie rodziców, kresowi sąsiedzi w kamienicy, nieliczne publikacje) – jednak wszystkie te fakty przyjmowane były z przez nią z niedowierzaniem.
3.Miarą niewiedzy, lub świadomego przemilczania, był na przykład fakt napisania przez jednego z wrocławskich utytułowanych historyków prac na temat okupacyjnego Lwowa, czy działającego tam Komitetu Pomocy (RGO) z pominięciem najważniejszej jego funkcji, czyli ratowania tysięcy polskich uchodźców z Wołynia i Podola, którzy w tym mieście się schronili. Poza pominięciem problemu pomocy lwowiaków dla ofiar mordów i wypędzeń, omawiany autor prawie nie zauważył mordów na tysiącach Polaków dokonanych przez nacjonalistów w roku 1941 (w tym na lwowskich profesorach). Pracę oparł na źródłach ze Lwowa, nie próbując nawet przemierzyć 50 metrów z Instytutu Historii do Ossolineum, gdzie na ten temat są setki stron dokumentów RGO z depozytami prof. Widajewicza na czele. Czy to przypadek, że również „Karta”, posiadając dostęp do prawie wszystkich polskich dokumentów, nie ujawniła żadnego z nich od roku 1991?
4.Choć też poddane manipulacji, która uwalnia Niemców od odpowiedzialności za napaść na Polskę i zbrodni na Polakach - mówi się jedynie o coraz bardziej zawężanej grupie „hitlerowców”.
5.Na przykład straszliwego mordu dokonanego przez litewskich nacjonalistów w Ponarach.
6.Pisał o tym Stanisław Michalkiewicz w artykule pt. „Dzieci gorszego Boga?”, „Nasz Dziennik”, 21-22.07.2007.
7.W relacjach świadków są informacje, że nawet 9-letnie dzieci pod presją nacjonalistów dobijały rannych.
8.Czasem na polskich „papierach” zrabowanych ofiarom.
9.Kulińska L., Dzieje Komitetu Ziem Wschodnich na tle losów ludności polskich Kresów t. 1-2 Kraków 2001-2003. Dokonywano tego przez osobiste zabicie dorosłej, lub, częściej, nieletniej ofiary (w dokumentach odnalezionych przez autorkę, polecenie to brzmi następująco: „wybierz sobie „lacha”, lub „lacku detynu”... i zabij go”).
10.Dokumenty polskiego podziemia zawierają liczne opisy tych zdarzeń. Rozkazy mordowania Polaków wydawane były przez centralnych i lokalnych przywódców OUN. Zorganizowano sądy doraźne, wydające natychmiast wykonywane wyroki śmierci na miejscowych Polaków. Zebraniom sądów przewodniczyła inteligencja ukraińska, najczęściej księża, kierownicy szkół, nauczycielstwo, gdzie zaś nie było inteligencji – „sprawiedliwość” wymierzali sami chłopi - uzbrojeni w siekiery, widły, łopaty.
11.Wydarzenia te stały w jawnej sprzeczności z podpisaną we wrześniu 1939 roku przez ukraińskich przedstawicieli politycznych deklaracją o lojalności w obliczu agresji na Polskę.
12.Najczęstszym sposobem, poza denucjacjami, było sporządzanie dla okupanta list proskrypcyjnych, rabunek mienia wywiezionych, mordowanie powracających właścicieli domostw itp.
13.Nie wolno zapominać o tym, że wszystkie te formacje miały także na sumieniu mordy na ludności żydowskiej.
14.Nie myślę tu o „dołach” organizacyjnych, bo z tajnych dokumentów OUN wynika jednoznacznie, że kontakty były to zakazane, ale o przywódcach właśnie. Wielu z nich miało bardzo niejasne związki z KGB. Niewątpliwie wiele dokumentów na ten temat znajduje się w rosyjskich archiwach. Dobrym przykładem są dokumenty ujawnione w rosyjskim filmie na temat ukraińskiego nacjonalizmu: Украинский национализм. Невыученные уроки, реж. Вадим Гасанов 2007.
http://community.livejournal.com/online ... 27535.html
http://video.google.com/videoplay?docid ... 8164&hl=en
15.Ukraiński Centralny Komitet. Miał siedzibę w stolicy GG, w Krakowie. Na jego czele stał nieformalny przywódca - Wołodymyr Kubijowicz.
16.Bez przygotowania sił i konkretnych rozkazów - do eksterminacji na taką skalę dojść by po prostu nie mogło.
17.Niemający wyboru, pozbawieni wszystkiego, koczujący na stacjach uchodźcy, stawali się łatwym łupem Niemców, którzy podstawiali pociągi towarowe, praktyce najczęściej węglarki i oferowali wywózkę na roboty jako jedyną formę pomocy. Była to przysłowiowa „propozycja nie do odrzucenia”. W Niemczech poddawano ich eksploatacji, głodowali i ginęli pod bombami alianckich nalotów. Informacje na ten temat docierały z Niemiec do RGO w Krakowie. Wiemy też, że część opisywanych transportów trafiała m.in. do budowy sieci podziemnych schronów na Dolnym Śląsku.
18.Tak było w wypadku dla esesmanów z Dywizji SS-Galizien, tak było i w wypadku samego Dmytra Doncowa, który nie gdzie indziej, a w polskiej ambasadzie w Bukareszcie szukał schronienia.
19.Analizując stosunki polsko-ukraińskie po drugiej wojnie światowej, warto odwołać się do jednego z licznych artykułów prof. Mariana Malikowskiego: „Strategie i taktyki stosowane w kontaktach polsko-ukraińskich w zakresie ujmowania historii wzajemnych stosunków”. Autor dowodzi, że w dziedzinie współczesnych badań naukowych nad stosunkami polsko – ukraińskimi, przez całe lata miała miejsce duża nierównowaga. Piszących na te tematy Ukraińców, zamieszkałych na emigracji w krajach zachodnich, w Polsce i na Ukrainie, było kilkakrotnie więcej niż Polaków. Istnieje wprawdzie obfita polska literatura wspomnieniowa - autorstwa świadków wydarzeń, jednak jako subiektywna, była i jest uznawana za niewiarygodną i odrzucana. W o wiele lepszej sytuacji byli przez dziesiątki lat politycy i żołnierze, członkowie OUN i UPA - żyjący na emigracji. Dlatego to oni narzucili swój punkt widzenia i polskim badaczom. Prawdy nie znali też najczęściej, stanowiący gros tej fali emigracyjnej ludzie, uratowani z armią Andersa - oni opuścili Kresy zanim doszło do zbrodni ludobójstwa. Nad ofiarami zapadła więc na dziesiątki lat kurtyna milczenia. Zbrodniarzy z SS-Galizien ocaliło polskie obywatelstwo i niezrozumiałe do dziś wstawiennictwo samego gen. Władysława Andersa.
20.Autorce znany jest przykład Wołyniaka, który po utracie rodziców i niemal całej rodziny, nie mógł otrzymać pracy z powodu umieszczenia tego faktu w swoim życiorysie. Dopiero „pouczony” napisał, że rodzinę zamordowali mu Niemcy i wtedy pracę otrzymał.
21.Strzępy danych na ten temat odnaleźć można w polskich archiwach, a szczególnie materiałach przekazanych do IPN. Jednak ilość celowo zniszczonych, powycinanych, zaczernionych trwale dokumentów w zespołach np. MAP w CA MSWiA, świadczy, że ludzie ci mieli od roku 1989 dużo czasu na usunięcie śladów swej przeszłości i działalności. Związanie się z nową władzą była też dobrym sposobem na uniknięcie wyjazdu do Związku Sowieckiego w ramach „wymiany ludności”. Osobom tym komuniści w zamian za współpracę wybaczali przeszłość. W proceder ten uwikłana była stosunkowo duża ilość przestępców.
22.Warto zapoznać się z relacjami tysięcy ocalonych, by poznać dramaty ich powojennego życia.
23.27 Wołyńska Dywizja Piechoty została sformowana dopiero w pierwszych miesiącach 1944 roku, gdy Wołyń został juz praktycznie „odpolszczony”. Około 60 tysięcy Polaków banderowcy i ich pomocnicy z Kuszczowych Widiłów wymordowali, dziesiątki i setki tysięcy pozostałych wypędzili ze swych siedzib na tereny G.G.
24.We wsi Kustycze (pow. Kowel) 7 i 8 lipca 1943 r. Zginęli: przedstawiciel Delegatury, ppor. Zygmunt Rumel, towarzyszący mu członek konspiracji AK, Krzysztof Markiewicz oraz ich woźnica - cała polska delegacja, [za:] Siemaszko Wł., Siemaszko E., Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia, 1939-1945 , ss. 383, 1139.
25.Wytkniętą przedstawicielom polskiego podziemia nawet przez nielicznych nieżyczących źle Polakom Niemców.
26.Żupański A., Droga do prawdy o wydarzeniach na Wołyniu, Toruń 2005, s. 9.
27.Autorka znalazła w IPN informacje o tym ,że dawni współpracownicy Abwehry z „Osnowy” wchodzili w skład kadry odbudowywanych Szkół Morskich.
28.Traktują o tym całe zespoły przeniesione do BU IPN z CA MSWiA (teczki i mikrofilmy z zespołów OUN i UPA – sygnatury w posiadaniu autorki).
29.W polskich archiwach nie brakuje na ten temat materiałów. Wystarczy prześledzić zespól MAP ( Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego) w CA MSWiA (choć wyniszczany przez osoby korzystające z tych zbiorów- liczne wycięcia, uszkodzenia co do których nie przeprowadzono śledztw, ale przegląd metryczek może nasunąć określone podejrzenia, co do osoby, która wcześniej prowadziła ten sam proceder w Archiwum Wschodnim „Karty”, za co została z niej wyrzucona.
30.Zaraz po zakończeniu II wojny światowej na mocy przyjętych nowych demokratycznych praw, zbrodniarze wojenni powinni zostać postawieni przed odpowiednimi sądami i trybunałami. Tak się jednak nie stało. W naszej części Europy karty rozdawał Stalin. Wielu uniknęło sprawiedliwości chroniąc się ze zrabowanymi łupami w tzw. „wolnym świecie”, gdzie dożywają w dobrobycie swoich dni, nierzadko kontynuując działalność antypolską i propagując zbrodniczą ideologię. W ich ocaleniu swój udział miały także wojskowe władze emigracyjne w tym. gen. Władysław Anders. Pomógł im też Watykan.
31.Kilka znaczących artykułów poświęcił temu problemowi prof. Bogumił Grott z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
32.Dziś na pytanie rodzin ofiar kierowane do dawnych sąsiadów, „dlaczego tak okrutnie nas mordowaliście” –odpowiadają – „tak było trzeba”..., bez niemal żadnego poczucia winy.
33.Jak dzisiejszy „bohater Ukrainy”(2007) z nadania prez. Juszczenki.
34.Autorka tekstu podejmowała takie próby.
35.http://pl.wikipedia.org/wiki/Eugeniusz_Misiło.
36.Podjęty przez młodych działaczy warszawskiego samorządu o korzeniach wołyńskich pomysł stworzenia „Instytutu Kresowego” w Warszawie został wprawdzie w roku 2007 zrealizowany, ale placówka ta, po objęciu władzy w mieście PO, pozbawiona niezbędnych funduszy i zaplecza naukowego, ginie.
37.Dwaj pierwsi, to prominentni członkowie Związku Ukraińców w Polsce.
38.W książce Grzegorza Motyki, Tak było w Bieszczadach, Warszawa 1999, czy Romana Drozda, Ukraińska Powstańcza Armia, Warszawa 1998, za które badacze ci otrzymywali na polskich uczelniach tytuły naukowe dochodziło do niedopuszczalnego relatywizowania przeszłości i bagatelizowania faktów, a nawet ich fałszowania. Szczególnie nasycone silnym antypolonizmem i w wielu watkach nieobiektywne prace pracujących w Polsce ukraińskich badaczy i działaczy ZURP jak Roman Drozd, Bohdan Huk, Igor Hałagida, Eugeniusz Misiło nie spotkały się dotychczas z należytą merytoryczną oceną. Wprowadziły, zamiast tak oczekiwanego przez stronę polską porozumienia i współpracy, element wrogości i agresji. Taka edukacja jaką stale prezentuje organ Związku Ukraińców e Polsce „Nasze Słowo” poddając w wątpliwość dzisiejsze granice Polski, usprawiedliwiając terrorystyczną i zbrodniczą działalność OUN przed wojną i w czasie jej trwania i kreując UPA na armię nieskazitelnych rycerzy, budzi protest u wszystkich jeszcze żyjących świadków wydarzeń.
39.Wiktor Poliszczuk w swych publikacjach mówi o kilkudziesięciu tysiącach ukraińskich ofiar OUN-UPA.
40.Naukowiec ten, językoznawca, we współpracy z profesorem UJ Włodzimierzem Mokrym (byłym posłem na Sejm) od lat prowadzą usilną działalność na rzecz rehabilitacji OUN – UPA i są rzecznikami banderowców i ich pogrobowców w każdej kwestii. W takim, silnie wrogim Polsce i Polakom duchu, wychowują na polskich uczelniach młodzież.
41.Warszawa 1994.
42.[za:] Andrzej Żupański „Droga do prawdy”, Toruń 2005, s.89.
43.Niestety, autor tak bezwartościowej poznawczo i zakłamującej rzeczywistość pracy, nie spotkał się z jakimkolwiek potępieniem ze strony środowiska naukowego.
44.Co ciekawe, nikt nie zainteresował się faktem, że Polska nie posiada ze strony nowej Ukrainy żadnej deklaracji na temat nienaruszalności granic, mimo że Polska dokonała takiego aktu jednostronnie. Niestety wielu polityków ukraińskich o nacjonalistycznych poglądach formułuje bezkarnie wobec Polski żądania terytorialne.
45.Autorka napisała dwa obszerne teksty na ten temat, które odnaleźć można w Internecie, wiec nie rozwija tutaj tego wątku.
46.Z okazji 60. rocznicy operacji „Wisła” Światowy Związek Ukraińców z siedzibą w Toronto opublikował specjalną deklarację wzywającą do urządzenia uroczystych obchodów tej rocznicy. Sugeruje on prezydentowi Ukrainy Wiktorowi Juszczence, by „potępienie” tej operacji oraz skłonienie Polski do wypłaty odszkodowań dla jej ofiar i ponownego osiedlenia „wypędzonych”, a właściwie ich potomków na „ukraińskim terytorium etnicznym” – jak deklaracja określa obszar województw podkarpackiego i małopolskiego – uczynił podstawową treścią stosunków ukraińsko-polskich.
47.Światowego Związku Żołnierzy AK, Stowarzyszenia Upamiętniania Ofiar Zbrodni Ukraińskich Nacjonalistów z Wrocławia i innych.
48.Szczególnie nieprzejednaną postawą wykazał się tu profesor Jerzy Tomaszewski z Uniwersytetu Warszawskiego.
49.Żupański A., Droga do prawdy, Toruń 2005.
50.Lublin 2002.
51.Rolą tą może się też podzielić z byłym szefem pionu edukacyjnego IPN – Piotrem Machcewiczem, który poza zorganizowaniem owych niechlubnych konferencji w Lublinie i Krasiczynie przyłożył rękę popularyzowania poprzez „Biuletyny IPN” za czasów swego szefowania wiedzy niepełnej, a czasem wręcz zakłamanej.
52.Tom I i II Warszawa 1999, 2000.
53.Wydawanego przez Stowarzyszenie Upamiętnienia Ofiar Zbrodni Ukraińskich Nacjonalistów z Wrocławia.
54.Chodzi tu głównie o treść przyjętych międzypaństwowych dokumentów i o kompletną nieznajomość problematyki przez polskich parlamentarzystów - vide wystąpienie Bronisława Komorowskiego.
55.Między innymi dobierając ukraińskich komentatorów, wypowiadających się w tonie Polsce i Polakom niechętnym.
56.„SS in Britain”, Directed by Julian Hendy, Produced by Yorkshire TV, Leeds, UK 2000.
57.Produkcja Telewizja Polska – Agencja Filmowa (dla programu 1).
58.Wypadki takie były nieodosobnio

marlog
Porucznik
Porucznik
Posty: 479
Rejestracja: pt wrz 21, 2007 4:15 pm

Post autor: marlog » pn wrz 22, 2008 4:10 pm

Memoriał prawosławnych pow. tomaszowskiego i zamojskiego do władz
państwowych

My, obywatele wyznania prawosławnego, zamieszkali na terenie powiatów
tomaszowskiego i zamojskiego w woj. lubelskim składamy na ręce Wysokiego
Rządu i Izb Ustawodawczych Sejmu i Senatu Najjaśniejszej Rzeczypospolitej
Polskiej następujący memoriał.

Starosta powiatu tomaszowskiego p. Kazimierz Wielanowski zorganizował
oddział niszczycieli i burzycieli świątyń prawosławnych i domów
parafialnych, jako też zainspirował napady na duchowieństwo i ludność
wyznania prawosławnego. Do akcji burzenia świątyń prawosławnych oraz
dokonywania napadów na duchowieństwo i ludność prawosławną użył starosta
Wielanowski podwładnej mu policji państwowej.

Niektórzy z komendantów PP, a zarówno i posterunkowi zbyt srogo i brutalnie
wykonują zlecenia (zarządzenia) starosty Wielanowskiego przy burzeniu
świątyń, biją i katują modlącą się ludność prawosławną, znęcają się i
pastwią nad duchowieństwem, dowodem czego może posłużyć fakt aresztowania
przez komendanta PP w Tyszowcach w dniu 24 czerwca 1938 r. księdza Romana
Chomienki i Grzegorza Rogalskiego, zam. we wsi Żerniki. [.]

O brutalności komendanta PP i wójta gminy w Tyszowcach przytaczamy jeszcze
fakt zdemolowania przydrożnego krzyża kamiennego i wrzucenia części pod
szluzę. Sztachety zaś od ogrodzenia krzyża znalezione zostały na podwórku
gminy. [.]

Należy zaznaczyć, że sam ten p. Wielanowski za dwuletni okres urzędowania w
pow. tomaszowskim nie tylko nie zdołał złagodzić antagonizmu ludności
katolickiej do prawosławnej, lecz rzucił kość nienawiści między ludność
obydwu wyznań i swym niepohamowanym pędem do zamykania i bezmyślnego
burzenia świątyń wywołał zamęt i chaos w pow. tomaszowskim [.]. O rozmiarach
burzenia świątyń prawosławnych pod kierownictwem Starosty Wielanowskiego w
powiecie tomaszowskim świadczy ilość zrujnowanych cerkwi i domów modlitwy, a
mianowicie:
1. We wsi Tarnowatce opieczętowano dom modlitwy 2 V 1938 r. Ks. Demczukowi
wybito okna i na polecenie starosty Wielanowskiego wydalono z Tarnowatki,
ksiądz ukarany dwumiesięcznym więzieniem.
2. We wsi Pańkowie rozebrano cerkiew z polecenia starosty Wielanowskiego,
którą to rozbiórką kierował wójt gminy i komendant PP w Tarnowatce.
Rozbiórki dokonano 22 VI 1938 r.
3. We wsi Korhynie opieczętowano cerkiew 24 IV 1938 r.; z polecenia starosty
ma być rozebrana.
4. We wsi Nieledów rozebrano cerkiew 27 VI 1938 r.
5. We wsi Hopki 27 VI 1938 r.
6. We wsi Moratyn 27 VI 1938, aresztowano 20 kobiet i 4 mężczyzn, pobito ich
dotkliwie i poraniono, wobec czego zaszła potrzeba umieszczenia ich w
szpitalu.
7. We wsi Zimno rozebrano cerkiew 27 VI 1938 r.
8. We wsi Steniatyn opieczętowano cerkiew 20 IV 1938 r.
9. We wsi Jurów kaplicę spalono 25 IV 1938 r., a cerkiew tejże wsi rozebrano
23 VI 1938 r.
10. We wsi Chodywańce opieczętowano kaplicę 20 IV 1938 r.- ks. Hieromnich
Mirosław Szeliński skazany na 3 miesiące aresztu i wydalony ze wsi.
11. We wsi Nedeżów rozebrano cerkiew 27 VI 1938 r.
12. We wsi Podlodów 27 VI 1938 r.
13. We wsi Pieniany 27 VI 1938 r.
14. We wsi Ratyczów 27 VI 1938 r.
15. We wsi Żarniki spalono cerkiew 30 IV 1938 r., ks. Romana Chomenko
aresztowano i oddano pod sąd za odprawianie nabożeństwa.
16. We wsi Posadów rozebrano cerkiew w 1937 r., a z materiału pobudowano
szkołę. W tejże wsi 28 VI 1938 r. starosta Wielanowski zarządził rozbiórkę
kaplicy-trupiarni na miejscowym cmentarzu.
17. We wsi Lachowce rozebrano cerkiew 28 VI 1938 r.
18. We wsi Ratków 28 VI 1938 r.
19. We wsi Dutrów 25 VI 1938 r.
20. We wsi Kmiczyn 25 VI 1938 r.
21. We wsi Łykoszyn 25 VI 1938 r.
22. We wsi Stara Wieś 25 VI 1938 r.
23. We wsi Nowosiółki opieczętowano cerkiew 20 IV 1938 r. Zarządzeniem
starosty podlega ona rozebraniu. Dom parafialny spalono 18 VI 38 r. Do
proboszcza tej wsi ks. Kresowicza oddano 4 strzały podczas ratowania się
ucieczką z płonącego domu. Nakazem starosty wydalono go z Nowosiółek i
ukarano miesięcznym aresztem.
24. We wsi Witków opieczętowano cerkiew 20 IV 1938 r. Ks. Konstantego
Jakimczuka skazano na 4 miesiące aresztu z zastosowaniem aresztu domowego.
Cerkiew również ma być rozebrana.
25. We wsi Żabcze opieczętowano cerkiew 20 IV 1938 r., zaś 29 kwietnia
podpalono po oblaniu benzyną, jednak została ona uratowana przez parafian.
Zarządzeniem starosty ma być rozebrana.
26. We wsi Radostów cerkiew rozebrano 25 VI 1938 r.
27. W os. Tyszowce na przedmieściu Dubiny rozebrano cerkiew 17 VI 1938 r. i
znieważono obrazy.
28. W os. Tyszowce na przedmieściu Zamłynie rozebrano cerkiew 17 VI 1938 r.
Obrazy święte w haniebny sposób sprofanowano.
29. We wsi Mikulin rozebrano cerkiew 23 VI 1938 r.
30. We wsi Klątwy 24 VI 1938 r.
31. We wsi Wakijów starosta Wielanowski w dn. 27 VI1938 r. zarządził
rozebranie cerkwi. Ks. Ignacego Kosmija ukarano dwumiesięcznym aresztem i
nakazano natychmiast opuścić Wakijów.
32. We wsi Perespa ks. Bober ukarany grzywną 100 zł. 2 V 38 r. zabroniono mu
odprawiać nabożeństwa.
33. We wsi Komarów starosta zabronił ks. Denisiukowi odprawiać nabożeństwa w
domu modlitwy, który został zbudowany na skutek zezwolenia tegoż starosty,
przy czym zezwolenie na budowę znajduje się w posiadaniu miejscowej ludności
prawosławnej. Ks. Denisiukowi starosta polecił natychmiast opuścić Komarów.
34. We wsi Szewnia dom modlitwy opieczętowano, ks. Jakuba Łysiuka ukarano
grzywną w wysokości 1200 zł przez starostę zamojskiego, p. Sochańskiego.
35. W m. Zamościu zabroniono odprawiać nabożeństwa w kaplicy cmentarnej.
36. We wsi Rzeplin ks. Jan Źukowski za pełnienie obowiązków duszpasterskich
został ukarany dwumiesięcznym aresztem.
37. We wsi Szarowola w dn. 2 VII 1938 r. zjawiła się policja i 100
robotników wyznania katolickiego i rozebrali cerkiew prawosławną, która
przed wojną i po wojnie była otwarta i nabożeństwa były odprawiane. Św.
Sakramenty i utensylia cerkiewne znajdują się pod gruzami rozebranej cerkwi.

Wobec podanych wyżej faktów prześladowania i gnębienia cerkwi i ludności
prawosławnej prosimy o wysłanie komisji śledczej i sejmowej na miejsce zajść
i wypadków w pow. tomaszowskim oraz o pociągnięcie starosty Wielanowskiego
do odpowiedzialności sądowo-karnej za rujnowanie i niszczenie świątyń
prawosławnych, za wywołanie swym postępowaniem urzędowym zamętu i chaosu na
szkodę Państwa i społeczeństwa, za profanowanie uczuć religijnych ludności
prawosławnej [.].


Źródło: Archiwum Warszawskiej Metropolii Prawosławnej, R VI - 2D/1962 (za:
M. Siwicki, Dzieje konfliktów polsko-ukraińskich, t. I, Warszawa 1992, s.
124-127).

W grudniu 1936 r. władze wojskowe rozpoczęły tzw. polonizację Chełmszczyzny,
akcję, której nasilenie przypadło na lata 1937-1938. Był to akt zbrodniczej
wręcz głupoty, nawet z punktu widzenia polskiej racji stanu. Oto w
przededniu wojny, z którą władze te miały już obowiązek się liczyć,
rozpoczęto przymusowe nawracanie na katolicyzm prawosławnych mieszkańców
Chełmszczyzny, uważając ich za zruszczonych Polaków. [.] Akcja ta,
prowadzona na terenach, gdzie dotychczas nie było większych napięć w
stosunkach narodowościowych, a w toku której wojsko niejednokrotnie łamało
siłą opór parafian, co pociągało za sobą ofiary śmiertelne, przysporzyła
Polsce i Polakom nowych rzeszy nieprzejednanych wrogów, a dla ludności
Chełm-szczyzny i Wołynia stała się podstawowym doświadczeniem, kształtującym
w następnym okresie ich stosunek do Polaków.



Tadeusz Andrzej Olszański, Historia Ukrainy XX w., Warszawa 1993, s.
155-156.

rzeprowadzona w końcu lat trzydziestych akcja rewindykacyjna, obejmująca
wprowadzanie w Cerkwi języka polskiego oraz pozyskiwanie prawosławnych dla
katolicyzmu, wyszła poza postulaty większości środowisk nacjonalistycznych.
Zwłaszcza niszczenie przez wojsko cerkwi na Podlasiu i Chełmszczyźnie było
działaniem skrajnym w stosunku do tradycyjnych postulatów nacjonalistów,
obejmujących co najwyżej rewindykację dawnych kościołów (niekiedy pisano, że
mają być rewindykowane wraz z parafianami) skonfiskowanych przez władze
zaborcze.



Włodzimierz Mich, Obcy w polskim domu.
Nacjonalistyczne koncepcje rozwiązania problemu mniejszości narodowych
1918-1939, Lublin 1994, s. 101.

Trzeba zaznaczyć, że cała ta akcja wzburzyła opinię ukraińską i polską. Była
wynikiem błędnych analiz i możliwości, przeprowadzona w najmniej odpowiednim
czasie, okazała się jednym z wielu błędów władzy. W akcję tę - co gorsze -
wciągnięto społeczeństwo miejscowe, pogłębiając przepaść między Polakami i
Ukraińcami.


Ryszard Torzecki, Z dziejów stosunków polsko-ukraińskich na Lubelszczyźnie,
w: Stan i perspektywy badań historycznych lat wojny i okupacji 1939-1945,
Warszawa 1988, s. 235.

Nowe władze opracowały więc program umacniania polskości województw
wschodnich - najpierw Chełmszczyzny i Podlasia [.]. Brak czasu uniemożliwił
realizacje podjętych zamierzeń, przedsmak ich ewentualnych konsekwencji
dawała podjęta w 1938 r. na ziemi chełmskiej akcja ograniczania wpływów
prawosławia, która wywołała na tych terenach atmosferę wojny religijnej.



Andrzej Chojnowski, Ukraina, Warszawa 1997, s. 128.


Jakie więc były skutki tej akcji? Zniszczono wszystkie obiekty, które od
dawna zamierzano zburzyć, a nawet jeszcze więcej. W tym sensie, z punktu
widzenia władz państwowych, akcja udała się. [.] W burzeniu nie
przestrzegano żadnych zasad ani ustaleń. Burzono wszystko, co wydawało się
władzom zbędne, zachowując Kościołowi prawosławnemu jedynie bezwzględne
minimum.



Mirosława Papierzyńska-Turek, Między tradycją a rzeczywistością.
Państwo wobec prawosławia 1918-1939, Warszawa 1989, s. 373.


[.] ta akcja - tak jawnie bezprawna, podjęta bez liczenia się z nastrojami
społecznymi, przy tym ukazująca dobitnie i bez żadnego kamuflażu właściwe
intencje władz wobec prawosławia - nie uzyskała oficjalnego, jawnego
poparcia ze strony polskich sił politycznych, prasy, a nawet Kościoła
rzymskokatolickiego, choć niewątpliwie leżała w jego interesie.



Mirosława Papierzyńska-Turek, Chcieli prawosławie w Polsce wykorzenić,
"Przegląd Prawosławny", 1998, nr 7, s. 8.


Początek akcji polonizacyjno-rewindykacyjnej - wiosna 1938 r.

Fakty historyczne
Gen. bryg. Brunon Olbrycht

Momentem najbardziej radykalnych działań skierowanych przeciwko Kościołowi
prawosławnemu i ludności ukraińskiej Chełmszczyzny i Południowego Podlasia
był rok 1938, gdy rozpoczęto tu tzw. akcję polonizacyjno-rewindykacyjną.
Akcja ta odbywała się pod niezbyt odpowiadającym rzeczywistości historycznej
hasłem: rewindykacji tego wszystkiego co niegdyś w czasach przedrozbiorowych
było polskie i katolickie na wschodnich ziemiach województwa lubelskiego. Na
terenie Chełmszczyzny i Podlasia Południowego akcja ta miała być
przeprowadzona w dwóch kierunkach: akcja związana z powrotem do wyznań swych
ojców, tj. konwersji z wyznania i obrządków niełacińskich na wyznanie i
obrządek rzymskokatolicki; polonizacja prawosławia - wprowadzenie języka
polskiego do życia liturgicznego i codziennego Kościoła prawosławnego,
stworzenie i popieranie ruchu Polaków prawosławnych.

20 stycznia 1938 r. gen. B. Olbrycht określił zasady prowadzenia akcji. W
poszczególnych powiatach powołani zostali powiatowi kierownicy, którymi byli
oficerowie z jednostek tam stacjonujących. Organizować oni mieli zespoły
terenowe, będące organami wykonawczymi. W ich pracy należało zwrócić uwagę,
aby wszelkie działania podejmowane przez administrację cywilną i organizacje
społeczne były prowadzone pod kątem interesów polonizacyjnych. Jednocześnie
gen. B. Olbrycht podkreślał, że należy rozbudzić w społeczeństwie ważność
akcji polonizacyjnej i nastawić go na aktywną robotę polonizacyjną.

Komitet Koordynacyjny włączał w swe działania polskie organizacje społeczne,
a w szczególności Towarzystwo Rozwoju Ziem Wschodnich. Gen. B. Olbrycht
polecał wręcz, by Jako organ pracy na szczeblu powiatu, służący specjalnie
do tego, by nie wciągać wojska do roboty politycznej, kierownicy akcji
powołają do życia i zorganizują w każdym powiecie Towarzystwo Rozwoju Ziem
Wschodnich. Komitet inspirował wystąpienia polskich organizacji w różnych
kwestiach (np. polonizacji prawosławia, zmian nazw miejscowości, żądania
usuwania zbędnych cerkwi), co miało stwarzać wrażenie inicjatyw oddolnych.
Starano się bowiem zachować pozory akcji nieskoordynowanej.

Bojówki młodzieży wybijały szyby w oknach. Zdarzały się coraz częstsze
szykany ze strony administracji, która stosowała szantaż uzależniając
spełnianie czynności administracyjnych od przyjęcia katolicyzmu.

W marcu 1938 r. Kierownik Akcji Koordynacyjnej na byłą Chełmszczyznę gen.
Brunon Olbrycht następująco formułował metody działań wobec prawosławia: W
żadnym wypadku nie wolno występować przeciwko prawosławiu. [...] Chodzi o to
[...], by cerkiew prawosławna, za którą nikt obecnie ująć się nie może, była
za nasze polskie pieniądze instrumentem polonizacyjnym, a nie
rusyfikacyjnym. Określał również zasady akcji rewindykacyjnej na katolicyzm:
rewindykacja wyznaniowa musi być prowadzona po cichu, tajnie, lecz bez
pardonu o każdą rodzinę i duszę i ażeby nie prowokować oficjalnej walki z
prawosławiem.
W kwietniu gen. B. Olbrycht zarysował szczegółowy program działań.
Postulował on także Nasycenie terenu księżmi rzym.-kat. i utworzenie dla
nich 38 nowych etatów, powołanie 12 nowych parafii oraz utworzenie w Chełmie
diecezji rzymskokatolickiej o specjalnym nastawieniu polonizacyjnym z
doborem odpowiedniego biskupa. Przewidywał podjęcie radykalnych kroków wobec
Kościoła prawosławnego. Stwierdzał także, że musi być przyjęta zasada: ani
jeden skrawek ziemi nie może się dostać w ręce inne jak polskie.

Do akcji przygotowywano także polską opinię publiczną, zamieszczając w
prasie prorządowej artykuły o zagrożeniu ukraińskim na Chełmszczyźnie,
oskarżając Kościół prawosławny o działalność rusyfikacyjną i ukrainizacyjną.
Kampanię prasową rozpoczął "Ilustrowany Kurier Codzienny". Z inspiracji
władz wojskowych odbywały się zebrania polskich organizacji społecznych,
wiece ludności katolickiej, na których uchwalano rezolucje z żądaniem
zlikwidowania zamkniętych świątyń, usunięcia duchownych prawosławnych,
polonizacji Kościoła prawosławnego.

W Tarnawatce [.] w wybudowanym domu modlitwy zaczął odprawiać nabożeństwa
prawosławny mnich z Ławry Poczajowskiej [.]. W ostatnich czasach funkcje
duszpasterskie[.] pełnił ks. Semen Demczuk [.]. Wójt Mossakowski odczytał
włościanom w dniu 14 maja 1938 r. rozporządzenie starosty powiatowego w
Tomaszowie o zamknięciu prawosławnego domu modlitwy w Tarnawatce. Ostatnią
mszę świętą odprawił ks. Semen Demczuk w dniu 15 maja 1938 r. [...] Zebrali
się na tę ostatnią mszę świętą wszyscy miejscowi i okoliczni Ukraińcy
prawosławni, od dzieci i starców, i cały czas głośno i rzewnie płakali. [.]
Księdza Semena Demczuka starosta powiatowy w Tomaszowie za niedozwolone
odprawianie nabożeństw prawosławnych ukarał dwumiesięcznym aresztem i w
czerwcu 1938 roku wysiedlił z Tarnawatki.

Z interpelacji posła Stefana Barana>>

Działania bezpośrednio skierowane w struktury Kościoła prawosławnego podjęto
wiosną 1938 r., w okresie Wielkiego Postu i świąt Wielkanocnych. Rozpoczęto
od zamykania świątyń nieetatowych i działających nieoficjalnie. Zdarzały się
też przypadki podpalania cerkwi. Zlikwidowano ponadto pewną liczbę
oficjalnie istniejących parafii. Cerkwie, które na mocy decyzji władz nie
miały pełnić roli parafii opieczętowywano, zaś duchownych karano za
odprawianie nabożeństw w tych cerkwiach. Stanowczo usuwano też duchownych
nieetatowych. Wywierano również presję na duchowieństwo prawosławne w
kierunku wygłaszania kazań i nauczania religii w języku polskim.

Od wiosny 1938 r. rozpoczęto też akcję zastraszania prawosławnej ludności
ukraińskiej. Bojówki młodzieży wybijały szyby w oknach. Zdarzały się coraz
częstsze szykany ze strony administracji, która stosowała szantaż
uzależniając spełnianie czynności administracyjnych od przyjęcia
katolicyzmu. Organizowano oficjalne uroczystości przejścia prawosławnych na
katolicyzm z udziałem wojska i administracji państwowej. Wobec
sprzeciwiających stosowano groźby i represje. Warto zacytować relację
świadka tych wydarzeń - katolickiej zakonnicy z Turkowic: Władze z gminy,
kierownik szkoły Konstantynowicz i nasz ks. kapelan przemawiali do
prawosławnych, że takie przyszło zarządzenie od władz, że jedna ma być wiara
katolicka. Na końcu dość ostro powiedział kierownik Konstantynowicz: a kto
się nie podporządkuje ten zostanie ukarany i wysiedlony z Turkowic!

21 maja 1938 r. nastąpiła zmiana na stanowisku Kierownika Akcji
Koordynacyjnej na b. Chełmszczyznę. W miejsce gen. B. Olbrychta został nim
nowy dowódca 3 Dywizji Piechoty Legionów płk Marian Turkowski.

Grzegorz Kuprianowicz

[...] Porównanie z dziećmi nasuwa się przez cały czas. Widziałem dzieci,
które na szynach kolejowych ustawiły piramidkę z kamieni. Czy to były bardzo
złe, bardzo zepsute dzieci? Nie - po prostu dzieci. Aż strach pomyśleć, co
by one mogły poczynić, gdyby się dostały do semaforów, zwrotnic, jaką
spowodowałyby katastrofę. Otóż takie burzenie świątyń prawosławnych to
polityka dzieci, które dostały się do semaforów i zwrotnic.
Dzieci te działają w dobrych intencjach. Wiedzą to, co wie każdy, że byłoby
dobrze, aby trzy miliony prawosławnych przyjęły rzymski katolicyzm, bo on je
lepiej zwiąże z Polską. Ale jak to dzieci, zabierają się do tego w sposób
naiwny i niszczycielski, chcąc naprawić psują, niszczą, rozbijają.
Inteligentny stolarz nie robi mebli z mokrych desek. W sprawach asymilacji
narodowej, religijnej, trzeba umieć czekać. Nie nawraca się nikogo metodą
burzenia świątyń. Przeciwnie, roznieca się płomień żarliwości.


Stanisław Cat-Mackiewicz, Dzieci na semaforach i zwrotnicach, "Słowo", 31
lipca 1938 r.

Fragmenty przemówienia wojewody lubelskiego Józefa Różnieckiego na Zjeździe
poświęconym mniejszości ukraińskiej w Województwie Lubelskiem

Lubelski Urząd Wojewódzki, 31 stycznia 1935 r.

[...] Od czasu odzyskania niepodległości Cerkiew Prawosławna była czynnikiem
rusyfikacyjnym, zaś w ostatnich latach zaczyna grać rolę czynnika
ukrainizacyjnego.

Rola Cerkwi musi odpowiadać polskiej państwowej racji stanu, a więc być
czynnikiem oddziałującym w duchu tej racji stanu, wiązać obywateli w
pierwszym rzędzie z Państwem Polskiem, a w odniesieniu do Lubelszczyzny musi
być czynnikiem polonizacji.
Dążymy do polonizacji Prawosławia.

Cerkiew Prawosławna z tendencjami rusyfikacyjnemi (góra hierarchji
cerkiewnej) względnie ukraińskiemi (niższy kler i wierni) działać będzie
zawsze odśrodkowo w stosunku do Państwa Polskiego.

Idąc dalej natkniemy się na ważne bardzo zagadnienie: różnice wyznaniowe
wśród ludności. I tu odrazu wyłonią się pytania - czy asymilacja narodowa,
do której dążymy jest jednoznaczna z jednością religijną? Uważam, że nie.
Dziś [...] kwestja jedności religijnej nie jest rzeczą istotną. [...]
Zresztą tak się u nas ulożyły stosunki, że Rzym chciałby na naszych ziemiach
zrobić ośrodek wypadów na wschód, a przygotowanie tego ośrodka robi się w
sposób wielce dla państwa i narodu polskiego szkodliwy. Wszelkie misje czy
greko-katolickie, czy wschodnio-słowiańskie dążą do odseparowania się od
polskości, a zatem jako szkodliwe nie mogą być popierane Poczynania
rzymsko-katolickie wobec przyzwyczajenia ludności do pewnych form
obrzędowych dużego powodzenia mieć nie mogą. Pozostaje więc spolszczenie
prawosławia - i w tym kierunku nasza praca idzie i iść powinna. [...]
Wychodząc z założenia, że celem naszej polityki jest spolszczenie terenu, a
więc asymilacja, musimy się zastanowić w jakich warunkach ta asymilacja może
mieć powodzenie.

Niewątpliwie asymilować można te tylko elementy, które stanowią odpowiednie
do tej akcji podłoże, a więc nastrojowo są przygotowane. Im bardziej
przyjaźnie będzie mniejszość nastrojoną do Państwa względnie narodowości
polskiej, tem łatwiejszą i szybszą może być asymilacja.

Zatem w naszej polityce musimy zawsze iść takiemi drogami, które nie psują
przyjaznego nastroju w stosunku do państwa i narodowości polskiej.

Zastanowić się musimy w jaki sposób tworzy się takie nastroje; czy drogi na
tem oparte prowadzą do zespolenia z państwem, czy też pogłębiają odrębność i
uświadomienie mniejszości narodowej.

Istnieją dwie drogi: pozytywna i polityka silnej ręki. Pozytywna droga jest
to odpowiednia akcja społeczno-kulturalna i gospodarcza, a więc podniesienie
kulturalno-gospodarcze mniejszości na tle tradycji kulturalnej polskiej,
gospodarcze wiązanie z ośrodkami i organizmem gospodarczym polskim, szkoły
polskie - nauka religji - prasa - radjo, oświata pozaszkolna -
spółdzielczość itp. Wszystkie te akcje powinny wychodzić z ośrodków polskich
- a nie jak dotychczas prasa - ze Lwowa - spółdzielczość ześrodkowana w R.
S. U. K. itp.

Zwolennicy silnej ręki dowodzą, że polityka pozytywna wzmacnia świadomość i
siły mniejszości, która zarazem coraz bardziej separatystycznie się
nastraja.

Rzeczywistość jednak w każdej mniejszości przedstawia się dwojako, część
społeczeństwa stanowi podłoże do akcji pozytywnej, część zaś, stosunkowo
mała na naszym terenie, jest tak nastrojona, że praca kulturalna - społeczna
i gospodarcza nie zmieni tendencji separatystycznych.

Zatem brać rzeczywistość taką, jaka jest, dzielić na odłamy dla państwowości
pozytywne i na odłamy o orjentacji odmiennej, na obywateli odłamu
umiarkowanego i nastrojonych antypaństwowo. Do pierwszej grupy obywateli
będziemy odnosić się pozytywnie, t. j. zdobywać ją kulturalnie i
gospodarczo, do drugiej będziemy stosować politykę silnej ręki.
W rozumowaniu tym używam określenia grupa obywateli, gdyż dotychczas z
takimi mamy do czynienia, jeszcze nie zorganizowanymi w stronnictwa; na
przyszłość nie mogą powstawać stronnictwa czy ugrupowania mniejszościowe o
wyraźnem obliczu politycznym.

Zaznaczam, że polityka silnej ręki w stosunku do obywateli nastrojonych do
państwa nieprzychylnie nie jest metodą eksterminacji narodowości, której
musimy unikać. [.]

Wiadomo, że każda akcja wywołuje kontrakcję. Wiedzą Panowie jak każde
niezręczne posunięcie może być wykorzystane przez przeciwnika. Nie możemy
dopuścić, aby ukraińcy na naszym terenie mogli z jakiegokolwiek posunięcia
władz stworzyć swoją Wrześcię [powinno być Wrześnię - G.K.] lub "Wóz
Drzymały". [...] Wszelkie jednak [...] zbyt silne wzmożenie i propaganda
kursu polonizacyjnego, mogłyby wywołać wprost fatalne dla naszej akcji
następstwa.

Praca cicha, spokojna, ale ciągła da napewno lepsze wyniki, niż wyraźne
szturmowanie nacjonalistycznych ośrodków i tendencji ukrainizmu.

[...] Panowie widzą trudności tylko po drugiej stronie frontu, a zapominają
o nastawieniu naszego społeczeństwa. [...] nie mogę mieć nadziei, by program
państwowy mógł być przez nasze pokolenie szybko i całkowicie przyswojony.
Długo jeszcze polak-prawosławny będzie neofitą, "moskalem", czy
"hajdamaką"
i będąc wykluczonym ze społeczeństwa ruskich endeków, u nas będzie
obywatelem niepewnym - drugoklasowym.

Mimo jednak tych trudności nie możemy odkładać polonizacji Nadbuża, aż do
czasu wychowania swojego społeczeństwa. Musimy prowadzić ją zdając sobie
sprawę z kłód, rzucanych nam pod nogi z jednej i z drugiej strony.

Akcja polonizacyjna musi pójść etapami i musi być dostosowaną do terenu.
Gdzie będzie możliwe pójście w szybszem tempie, gdzieindziej będzie się
posuwać krok za krokiem. Poszczególne pociągnięcia muszą być przemyślane
wszechstronnie, aby nie wywołały szkodliwej kontrakcji. W razie złego
obliczenia się, lepiej się cofnąć, niż wywołać otwartą wojnę, mogącą się
rozszerzyć na dalsze nawet tereny. [.]

Źródło: APL, UWL WSP, sygn. 430

Podstawowe wytyczne do polonizacji Chełmszczyzny

I. Myśl przewodnia

A) Wszyscy prawosławni Chełmszczyzny są zniszczonymi Polakami, którzy przez
ucisk zaborców odpadli od polskości.
Akcję polonizacyjną w stosunku do prawosławnych, mówiących po polsku i
podających się za Polaków, traktować należy ich jak Polaków i prowadzić
robotę pod kątem rewindykacji wyznaniowej. Należy ją prowadzić ostrożnie
oraz indywidualnie w stosunku do osób i rodzin, co do których jest pewność
iż są:
1) obojętni dla cerkwi prawosławnej,
2) uświadomieni o tym, iż oni sami lub ich przodkowie przeszli na
prawosławie pod przymusem caratu;
3) ulegli wpływom polonizacyjnym w takim stopniu, iż zmiana wyznania stała
się ich wewnętrzną potrzebą;
4) mieszkają pojedynczo wśród większego zgrupowania polskiego;
5) uzależnieni materialnie od czynników, które wyrażą im życzenie lub
warunek zmiany wyznania.

B) Akcję polonizacyjną w stosunku do prawosławnych, przywiązanych do religii
prawosławnej oraz do Polaków podających się za Rusinów prowadzić należy nie
pod kątem rewindykacji wyznaniowej, lecz pod kątem polonizacji prawosławia,
albowiem wyznaniowe podejście do ludności prawosławnej może z miejsca zrazić
ludzi, którzy w tym wyznaniu wyrośli i do niego się przywiązali.
Wyznaniowe podejście może zrazić do polonizacji cerkwi dość liczną rzeszę
duchownych prawosławnych, która w obronie swego interesu materialnego
przejdzie do obozu ukraińskiego, gdy stwierdzi jakąkolwiek akcję zmierzającą
bezpośrednio do uszczuplenia ich stanu posiadania.

C) Przy polonizacji cerkwi prawosławnej należy osiągnąć, by kazania byty
wygłaszane w języku polskim, by religia była uczona po polsku, by duchowny
zwracał się w mowie potocznej do otoczenia po polsku. Samo zaś odprawianie
nabożeństw ma odbywać się w języku staro-cerkiewnym, tak jak w obrządku
rzym.[sko]-kat.[olickim] po łacinie.
Należy lansować hasła, że Polacy na terenie Chełmszczyzny mają specjalną
misję polonizacji i dlatego na tej platformie powinni skonsolidować
wszystkie swoje siły nie dając się pochłonąć zacietrzewieniu politycznemu,
zużywając swą energię na wewnętrzne tarcia polityczne. Przenoszenie walk, a
nawet animozji politycznych na teren akcji polonizacyjnej jest
zaprzepaszczeniem samej akcji. Należy podkreślać, że panem na tej ziemi jest
ten, kto o tę ziemię walczył, o tę ziemię się modlił i za polskość tej ziemi
cierpiał.

D) W stosunku do uświadomionych narodowo Ukraińców należy stać na
następującym stanowisku: tak Rzeczpospolita jak i olbrzymia większość jej
obywateli odnosi się jak najprzychylniej do budowy Państwa Ukraińskiego
jednak poza obecnymi granicami Polski. Wpływy tej grupy Ukraińców należy
wszelkimi możliwymi środkami utrudniać i ośmieszać i nie dopuścić do
przenikania wpływów odśrodkowych idących z Małopolski Wschodniej i Wołynia.

E) Przy obecnym unaradawianiu handlu i rzemiosła należy uznać za więcej
wskazane, że lepiej nie rugować Żyda z danej placówki, gdy ta placówka
objęta ma być nie przez Polaka, a przez uświadomionego nacjonalistę
ruskiego.

II) Wytyczne wykonania

A) Akcja religijna
1) Zasada ogólna, z którą kryć się nie należy, jest następująca: na ziemiach
byłej Chełmszczyzny byli wyłącznie Polacy i to katolicy. Obecnie prawosławia
nie niszczy się, prawosławie nie może zaś być rozsadnikiem ruskości, lub też
nie może jej umacniać.
Duchowni prawosławni muszą bezwzględnie podporządkować się akcji
polonizacyjnej. Muszą odczuwać stałą obserwację i kontrolę ze strony
społeczeństwa polskiego i władz. Cień nawet akcji rusyfikacyjnej ze strony
duchowieństwa prawosławnego, oraz popi szkodliwi muszą być zwalczani
wszelkimi sposobami.
2) W akcji rewindykacyjnej wyznaniowej muszą się znaleźć najlepsze jednostki
spośród duchowieństwa całej lubelskiej kurii.
Pracę należy prowadzić o pozyskanie pojedynczych dusz i rodzin. Na naukę
religii rzym.-kat. mają być wciągane dzieci prawosławne. Przygotowanie do
pierwszej spowiedzi i komunii może być prowadzone przez duchownego
katolickiego.
Prawosławni zmieniający obrządek; w związku z chrztem, ślubem czy pogrzebem
mają być zwalniani od wszelkich opłat z tego tytułu.
W miejscowościach mieszanych narodowościowo opłaty za świadczenia religijne
muszą być mniejsze od pobieranych przez duchownych prawosławnych.
Udzielać zezwoleń na małżeństwa mieszane można tylko jedynie pod rygorem
chrzczenia dzieci w kościele rzym.-kat.
Kreować szereg nowych parafii.
Wzmóc akcję młodzieży katolickiej na terenach mieszanych i dopuścić do niej
młodzież prawosławną, przemianowując na tychże terenach z nazwy młodzieży
katolickiej na nazwę młodzieży chrześcijańskiej do czasu zlikwidowania
prawosławia.
3)a) Władze administracyjne nie mogą dopuścić do powiększania ilości parafii
prawosławnych.
b) Zlikwidować popów nieoficjalnych.
c) Zlikwidować zamknięte cerkwie.
d) Posługi religijne, oraz mowa potoczna popów musi być polska.
e) Znieść opłaty administracyjne przy zmianie obrządku prawosławnego na
rzym.-kat.
f) Odznaczyć odznaczeniami państwowymi tych, którzy cierpieli w związku z
prześladowaniem za czasów caratu.
4) Akcja społeczeństwa.
a) Organizować akcję społeczną przeciw kazaniom prawosławnym i nauce
religii, oraz posługiwaniu się przez popów innym językiem jak język polski.
Powinność tę dokonywać w formie publicznych zbiorowych wystąpień i
deklaracyj.
b) Na terenach o obojętności religijnej pobierać [powinno być: popierać]
uchwały o likwidacji cerkwi nieczynnych.
c) Zwalczać małżeństwa mieszane o ile nie są zawierane w kościele rzym.-kat.

B) Szkoła
a) Wykluczyć nauczycieli narodowo niepewnych.
b) Nauka religii musi być prowadzona w języku polskim, dopuścić do nauki
tejże religii nauczycieli Polaków, którzy przeszli na prawosławie ze
względów rodzinnych (żeniaczka).
c) W szkole przez cały czas pobytu uświadamiać, że są Polakami, że ich
pradziady zawsze byli Polakami i ziemia ta zawsze należała do Polski.

C) Władze administracyjne
a) Przeorganizować gminy tak, by o ile możności Polacy stanowili zdecydowaną
większość.
b) Ziemie z parcelacji nadawać tylko katolikom i to z zachodnich części
województwa lubelskiego.
c) Popierać silnie emigrację ruską zagranicę, wstrzymując zaś emigrację
Polaków.
d) Przy komasacji prowadzić politykę wymieszania elementu ludzkiego.
e) Wysiedlić wszystkich obywateli niepolskich z powiatów mniejszościowych do
Rosji lub w powiaty czysto polskie.
f) Nie pozwolić na stowarzyszenia wyłącznie prawosławnych.
g) Przy poborze do wojska kwalifikować prawosławnych jako Polaków.

D) Wojsko
a) W tej samej jednostce nie powinni być prawosławni inni jak z województwa
lubelskiego, pod żadnym zaś pozorem z Wołynia i Małopolski Wschodniej.
b) Dopuścić ich do szkół podoficerskich.
c) W posługach religijnych traktować ich na równi z rzym.-kat.
d) Nie tolerować języka ruskiego we wzajemnym posługiwaniu się miedzy sobą.
e) Dopuścić prawosławnych o nastawieniu polskim do organizacji P.W.i W.F.

Źródło: Centralne Archiwum Wojskowe, 3 Dywizja Piechoty Legionów, I.313.3.2




Uchwała zjazdu delegatów Związku Strzeleckiego powiatu tomaszowskiego

6.03.1938 r.

Uchwała powzięta w dniu 6 III [1938] na zjeździe delegatów Związku
Strzeleckiego powiatu tomaszowskiego. Stwierdzamy, że:
1) Cerkiew prawosławna na terenie naszego powiatu stała się rozsadnikiem
innego niż polskiego uświadomienia narodowego
2) Duchowieństwo prawosławne prowadzi wśród prawosławnej ludności polskiej
lub pochodzenia polskiego akcję przekonywującą ją, że nie jest polską.
3) W stosunkach z tą ludnością posługuje się językiem ruskim.
4) Kazania i naukę religii odbywa w języku ruskim.
5) Działalność duchowieństwa prawosławnego wprowadza różnice i zadrażnia
spokojne dotąd współżycie całej ludności powiatu.
Powiat nasz jest w przygniatającej większości polskim.
W okresie walki z unią dał dowody, że cała ludność, bez względu na język,
którym się posługiwała, wykazała poczucie polskiej narodowej przynależności.
Nie walcząc z wyznaniem prawosławnym oświadczamy, że wszystkimi siłami, całą
swą działalnością nie dopuścimy do tego, by cerkiew prawosławna była
miejscem agitacji ruskiej względnie ukraińskiej, a duchowni prawosławni jej
przedstawicielami.
W szczególności przeciwdziałać będziemy temu, by ludność prawosławna mówiąca
po polsku była przez duchownych prawosławnych ruszczona.

Domagamy się:
1) polskich duchownych prawosławnych na teren naszego powiatu,
2) polskich kazań w cerkwi prawosławnej,
3) przypilnowania, by nauka religii prawosławnej odbywała się rzeczywiście
po polsku,
4) rozciągnięcia ścisłej kontroli przez władze admin. ogólnej nad
działalnością duchownych prawosławnych, w szczególności nie dopuszczenia do
działalności nieoficjalnych duchownych prawosławnych, których
niekontrolowana działalność przynosi największą szkodę Państwu i Narodowi
Polskiemu,
5) żądamy zlikwidowania cerkwi zamkniętych, które swoim istnieniem burzą
wzajemnie dobre stosunki ludności rzym.-kat. i prawosławnej.

Uchwałę niniejszą postanawiamy przekazać:
1) Ministerstwu Spraw Wewnętrznych,
2) Ministerstwu Spraw Wojskowych,
3) Ministerstwu Oświecenia Publicznego i Wyznań Religijnych,
4) Zarządowi Głównemu Związku Strzeleckiego.

Doroczny zjazd delegatów Spółdzielni Rolniczo-Handlowej "Hurtownia
Powiatowa", reprezentujący 115 spółdzielni powiatu i 7765 członków, przy
udziale przedstawicieli tych spółdzielni oraz 13 gmin i 171 gromad powiatu,
odbyty w dniu 6.III w Tomaszowie Lub., powziął przez aklamację następującą
uchwałę:
1) Stwierdzamy, że bogactwo naszego powiatu i jego rozwój gospodarczy zależy
w wielkiej mierze od dobrego wzajemnego współżycia ludności obu wyznań, tj.
katolickiego i prawosławnego.
2) Wskutek tego przeciwstawiać się będziemy wszelkiej działalności
wprowadzającej różnice pomiędzy ludnością obu wyznań, w szczególności
agitacji ruskiej lub ukraińskiej wśród ludności prawosławnej polskiej lub
pochodzenia polskiego, jątrzącej dobre wzajemne jej współżycie.

Źródło: Centralne Archiwum Wojskowe, 3 Dywizja Piechoty Legionów, I.313.3.2



Fragmenty interepelacji posła Stefana Barana z 6 lipca 1938 r.

Fragmenty interpelacji posła Dra Stefana Barana do Pana Prezesa Rady
Ministrów w sprawie tragicznego położenia obecnego Autokefalnego Kościoła
Prawosławnego, jego duchowieństwa i wiernych na terenie powiatów Województwa
Lubelskiego, zamieszkałych przez ukraińską ludność prawosławną, oraz w
sprawie dotychczasowego nieuregulowania we formie osobnej ustawy stosunku
Państwa Polskiego do Autokefalnego Kościoła Prawosławnego w Polsce.

[.]
W Tarnawatce [.] w wybudowanym domu modlitwy zaczął odprawiać nabożeństwa
prawosławny mnich z Ławry Poczajowskiej nie tylko dla miejscowych
prawosławnych, ale też i dla prawosławnych ze wsi Pańków i Sunin oraz dwóch
kolonii, nie posiadających cerkwi (te zamknięto) ani własnych domów
modlitwy.

W ostatnich czasach funkcje duszpasterskie dla prawosławnych w Tarnawatce i
okolicy pełnił ks. Semen Demczuk, oczywiście z polecenia właściwego
ordynariusza. Nie miał on prawa prowadzenia ksiąg metrykalnych ani nauczania
religii w szkole, nie otrzymywał ani od rządu, ani od metropolii żadnej
pensji. [.]

Prawosławny duszpasterz, ks. Semen Demczuk, mieszkał w jednej wynajętej
izbie w chłopskiej chałupie i utrzymywał się wyłącznie z tego, co dawali mu
dobrowolnie włościanie, sami zresztą biedni. Robili wszystko, by
uporządkować swą skromną świątynię, a to przywiązanie do swej biednej
świątyni i do swej religii ojcowskiej wzbudzało podziw nawet u ich
przeciwników. Miejscowy dziedzic - Polak - hrabia Tyszkiewicz, który głównie
przyczynił się do tego, że w Tarnawatce cerkiew prawosławną przemieniono na
kościół rzymskokatolicki, podarował prawosławnym nieco materiału na
oszalowanie nowego prawosławnego domu modlitwy i na ogrodzenie go parkanem.
Nawet miejscowy polski proboszcz rzymskokat. [olicki], który nieraz z ambony
gromił "szyzmatyków", oddał prawosławnym stary ikonostas z zamkniętej byłej
cerkwi unickiej i duży obraz z murowanej cerkwi prawosławnej, zamienionej na
parafialny kościół rzymskokatolicki, a to wszystko - jak mówił - za ich
niezwykłe przywiązanie do swojej cerkwi.

[.] Na wiosnę bieżącego roku miano rozpocząć budowę dla księdza
prawosławnego, ale nagle władza zabroniła tę budowę. W krótki czas potem
wójt Mossakowski odczytał włościanom w dniu 14 maja 1938 r. rozporządzenie
starosty powiatowego w Tomaszowie o zamknięciu prawosławnego domu modlitwy w
Tarnawatce. Ostatnią mszę świętą odprawił ks. Semen Demczuk w dniu 15 maja
1938 r. w asyście posterunkowego policji państwowej. Zebrali się na tę
ostatnią mszę świętą wszyscy miejscowi i okoliczni Ukraińcy prawosławni, od
dzieci i starców, i cały czas głośno i rzewnie płakali. Nie wytrzymał i
posterunkowy i wyszedł przed zakończeniem nabożeństwa. [.] Księdza Semena
Demczuka starosta powiatowy w Tomaszowie za niedozwolone odprawianie
nabożeństw prawosławnych ukarał dwumiesięcznym aresztem i w czerwcu 1938
roku wysiedlił z Tarnawatki. [.]

Podając powyższe do wiadomości Rządu, zapytuję:

1) Czy Rząd zechce zbadać obiektywnie wszystkie wyżej naprowadzone przeze
mnie fakty, odnoszące się do obecnego położenia Cerkwi Prawosławnej na
terytorium województwa lubelskiego, a mianowicie fakty zamykania i burzenia
prawosławnych cerkwi i domów modlitwy, nie oddawania prawosławnym
istniejących jeszcze świątyń prawosławnych, nie zezwalania na remont
istniejących i budowanych świątyń, prześladowań duchowieństwa prawosławnego
i karania ich grzywną lub więzieniem za odprawianie nabożeństw prawosławnych
i wysiedleniem ich z dotychczasowych ich placówek duszpasterskich.

2) Czy Rząd zechce pociągnąć do odpowiedzialności organy władzy państwowej,
przede wszystkim odnośnych starostów powiatowych; którzy spowodowali fakty,
opisane w powyższym ustępie.

3) Czy Rząd zechce dać ochronę ludności prawosławnej i duchowieństwu
prawosławnemu przed niezawinionymi szykanami i napaściami oraz czy zechce
polecić swym podwładnym organom pociągnięcia winnych do odpowiedzialności,
powstrzymania w sposób ustawami przewidziany niedozwolonej akcji wiecowej i
propagandy prasowej, wymierzonej przeciw Autokefalnemu Kościołowi
Prawosławnemu i jego duchowieństwu oraz ludności prawosławnej.

4) Czy Rząd zechce wydać bezzwłocznie zakaz dalszego burzenia cerkwi
prawosławnych i domów modlitwy oraz czy zechce oddać w użytkowanie
prawosławnych zamknięte cerkwie prawosławne i domy modlitwy, wreszcie nie
czynić przeszkód w remoncie starych i w budowie nowych świątyń
prawosławnych.

5) Czy Rząd zechce zaprzestać wywierania nacisku na duchowieństwo
prawosławne odprawiania nabożeństw prawosławnych w języku polskim w
miejscowościach, gdzie niema wyznawców prawosławia narodowości polskiej,
wygłaszania kazań w języku polskim i udzielania nauki religii prawosławnej w
języku polskim uczniom prawosławnym narodowości niepolskiej i w ogóle, czy
zechce zaprzestać mieszania się w ściśle wewnętrzne życie Autokefalnego
Kościoła Prawosławnego w Polsce.

6) Kiedy Rząd zamierza ruszyć sprawę Autokefalnego Kościoła Prawosławnego w
Polsce i w sposób ustawowy uregulować stosunek tego Kościoła do Państwa
Polskiego.

7) Czy Rząd zechce zarządzić restytucję stanu faktycznego i prawnego tam,
gdzie odebrano prawosławnej ludności jej świątynię lub gdzie je zaburzono
czy też zamknięto - oraz tam, gdzie wydalono jej duchownych, względnie
zakazano im odprawiania prawosławnych nabożeństw.

8) Czy Rząd zechce poręczyć ludności religii prawosławnej jej wolność
sumienia i wyznania, prawo wolnego wyznawania jej wiary, prawo urządzania
zbiorowych i publicznych nabożeństw, prowadzenia jej spraw wewnętrznych,
posiadania jej świątyń oraz służącego religijnemu kultowi innego majątku
nieruchomego i ruchomego, jakoteż swobodnego nim zarządzania i
rozporządzania.

Warszawa, dnia 6 lipca 1938 r.

Interpelant:
(-) Dr. Stefan Baran, Poseł na Sejm

Źródło: Cerkiew prawosławna na Chełmszczyźnie. Przemówienia i interpelacje
posłów i senatorów ukraińskich w Sejmie i Senacie, Lwów 1938, s. 3, 15-16,
23-24.

prawozdanie z burzenia cerkwi w pow. tomaszowskim, 11.07.1938 r.

Samodzielny Referat Informacyjny
Dowództwa Okręgu Korpusu ? II
Telefon 27-33

L.dz. 4719/Inf.NP.tjn.38.
Lublin, dnia 11 lipca 1938 r.

Szef Oddziału II. Sztabu Głównego,
Wydział II b
w Warszawie

Cerkwie prawosławne w pow. tomaszowskim.

W ślad za tut. L.dz. 4469/Inf.NP.tjn.38 z dnia 27 VI1938 r. melduję, iż
uzyskałem informację, że na terenie tzw. Chełmszczyzny zarządy gminne na
skutek dyrektyw otrzymanych ze starostwa przystąpiły do rozbiórki
zamkniętych nieetatowych cerkwi prawosławnych.
Dotychczas rozebrane zostały cerkwie prawosławne w następujących powiatach:
tomaszowskim 23 cerkwi, hrubieszowskim 15, chełmskim 10, biłgorajskim 1.
Do rozbierania cerkwi używana jest młodzież polska przeważnie spośród
członków miejscowych oddziałów straży ogniowej.
Ludność prawosławna wspomnianych wiosek nie stawia oporu przy rozbieraniu
cerkwi, jest jednak oburzona na władze polskie, lecz wyraz oburzenia daje
tylko w rozmowach między sobą. W niektórych miejscowościach w czasie
rozbiórki cerkwi kobiety wyznania prawosławnego zbierały się obok cerkwi i
płacząc przypatrywały się rozbiórkom cerkwi.
Jedynie we wsi Żarniki gm. Łaszczów pow. Tomaszów Lub. nieomal nie doszło do
ekscesów, gdyż miejscowy nieetatowy duchowny Chomeńko podburzał ludność do
niedopuszczenia rozbiórki cerkwi. W wyniku tej agitacji młodzież zaczęła
zbroić się w widły, przygotowując się do rozpędzenia robotników zajętych
przy rozbiórce. Do zajść nie doszło dzięki perswazji starszych wieśniaków i
taktownemu zachowaniu się patrolu policyjnego.
W niektórych miejscowościach nieetatowi duchowni prawosławni chcieli
fotografować cerkwie przed ich zburzeniem, do czego jednak nie dopuszczały
patrole policyjne, obecne przy rozbiórce. Czy jednak duchowni ci nie
sfotografowali cerkwi w czasie rozbierania ich, trudno jest ustalić,
przypuszczać jednak można, że porobili oni zdjęcia w czasie rozbiórki cerkwi
pragną uzyskać dowody "ciemiężenia wiary prawosławnej przez władze polskie".
W związku z dokonywaną rozbiórką cerkwi ludność prawosławna tych wiosek
wysyła delegacje oraz pisemne petycje do Pana Prezydenta R.P., Pana Premiera
i Ministerstwa Wyznań Rel. i Ośw. Publ.
Powyższe przesyłam do wiadomości tytułem sprawozdania.

Kierownik Sam. Ref. Inf.
w/z/-/PEŁKA, kpt.
Otrzymuje do wiadomości:
Kier. Sam. Ref. Przyg. Bezp. Woj. OK. II.

Źródło: CAW, DOK II, I.371.2.173



Orędzie Soboru Biskupów Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego w Polsce



Orędzie Świętego i Świątobliwego Soboru Biskupów
Świętego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego w Polsce

do wiernych synów i córek Jego, z dnia 16 lipca 1938 roku
dla pocieszenia i pokrzepienia w wierze i miłości

A żaden z was niechaj nie cierpi jako mężobójca albo złodziej, albo
złomówca, albo jako cudzego pragnący; lecz jeśli jako chrześcijanin, niech
się nie sromi, a niech chwali Boga w tym imieniu, gdyż czas jest, aby się
sąd począł od domu Bożego. (1 Piotr IV 15-16).

O, jakże pocieszające są dla nas, Umiłowani Bracia i Siostry, te słowa
Apostolskie, w obecnych ciężkich czasach. Jak gdyby umyślnie dla nas, w
naszej sytuacji i w obecnej porze nakreślił je Święty Apostoł. Wiemy
wszystko, co zaszło w ostatnich dniach na Chełmszczyźnie i Podlasiu (w
województwie lubelskim), gdzie od wieków kwitła Święta Wiara Prawosławna i
gdzie przodkowie Wasi od dawna słynęli przywiązaniem do Wiary Prawosławnej.
Obecnie również na tej ziemi męczeńskiej trwa blisko 250 tysięcy
prawosławnych, którzy teraz zadziwiają swą wiarą i przywiązaniem do
rodzimego Kościoła Prawosławnego. Zburzono im przeszło 100 świątyń, lecz nie
słychać, aby ktokolwiek z nich zachwiał się i popełnił odstępstwo. Już to
samo, że pragnąc osiągnąć pewne cele, trzeba było zastosować aż taki środek,
jak okrutne burzenie domów Bożych i profanacja świętości prawosławnych,
wyraźnie świadczy o mocy i niezłomności ducha prawosławnego Chełmszczaków i
Podlasiaków.

Dzięki składamy Warn i wyrażamy podziw w imieniu całego Kościoła
Prawosławnego w Polsce i świadczymy przed Wami nasz wspólny ból z powodu
Waszych strat. Wierzymy, że wraz z nami dzielą Wasz smutek także pobożni
przodkowie Wasi, którzy znajdowali być może jedyną pociechę od trosk żywota
w tych cerkiewkach, które zostały obecnie tak okrutnie i bezwzględnie
zniszczone. [.]

Podzielamy Wasz smutek nad utratą dóbr drogich sercu Waszemu, lecz
przypominamy Warn, abyście, jak pierwsi męczennicy chrześcijańscy, odrodzili
się ku dziedzictwu nieskazitelnemu i niepokalanemu i niezwiędłemu, na
niebiosach dla nas zachowanemu, zgotowanemu, aby się okazało czasu
ostatniego (1 Piotr I 3-5). [.]

Na znak jedności z Wami w wielkim smutku, który spadł na nas wszystkich,
ustanawiamy z powodu niedawnych wydarzeń trzydniowy post z modlitwą w dniach
19, 20 i 21 lipca (1, 2 i 3 sierpnia - n. st.) br., jak nauczyli nas
postępować pobożni Izraelici w starożytności i pierwsi chrześcijanie.
Wierzymy, że Pan Bóg wejrzy na modlitwę i post nasz, albowiem On Sam pouczał
nas, że wszystko złe i niecne nie bywa wypędzone, jeno przez modlitwę i post
(Mat VII 20).

Połączmy więc wszyscy, Boga miłujące dzieci Nasze, ścisły post z gorliwą
modlitwą, aby Sam Bóg, maluczko utrapionych nas doskonałymi uczynił i
ugruntował i zrobił niezłomnymi (1 Piotr V 10) w naszej Świętej Wierze
Praojców, do końca dni naszych. Jeśli zaś koniec wszystkiego przybliżył się
(IV 7), to jesteśmy domem Bożym, albowiem od nas rozpoczął się sąd, a
wówczas - jeszcze gorliwiej pośćmy i módlmy się, aby być tymi sługami Bożymi
- wiernymi i roztropnymi, którzy pełnią wolę Bożą (Mat XXIV 45-46).

Czuwajcież tedy: albowiem nie wiecie, której godziny wasz Pan przyjdzie (Mat
XXIV 42). Łaska Pana naszego Jezusa Chrystusa i miłość Bożą, i społeczność
Ducha Świętego niech będzie z wami wszystkimi (2 Kor XIII 13).

Amen.

Pokorny Dionizy Metropolita Warszawski i całej Polski
Pokorny Teodozjusz arcybiskup wileński i lidzki
Pokorny Aleksander arcybiskup poleski i piński
Pokorny Aleksy arcybiskup wołyński i krzemieniecki
Pokorny Sawa biskup grodzieński i nowogródzki
Pokorny Simon biskup ostrogski
Pokorny Polikarp biskup łucki

Warszawa, 16 lipca 1938 r.





Pismo Urzędu Wojewódzkiego Lubelskiego w sprawie niedopuszczania krytyki
działań rządu


Urząd Wojewódzki Lubelski Wydział Społeczno-Polityczny

Nr sprawy LPPWz.II.2/77

Lublin, dnia 1 września 1938 r.

Poufne

Do panów Starostów Powiatowych Województwa Lubelskiego oraz Pana Starosty
Grodzkiego w Lublinie
Urząd Wojewódzki komunikuje, iż Pan Premier i Minister Spraw Wewnętrznych
uznał sprawę likwidacji pewnych obiektów prawosławnych na terenie wschodnich
powiatów w województwie lubelskim za dotyczącą najbardziej istotnych potrzeb
państwa i religii. Z tych też względów Pan Premier nie może uznać za
dopuszczalną jakąkolwiek krytykę działań rządu na tym odcinku w akcji
prasowej. W razie gdyby któreś z pism wykazało niezrozumienie dla tej
sprawy, Pan Premier zdecydowany jest zastosować wobec właściwych redaktorów
czy publicystów represje do Berezy włącznie. Aczkolwiek stanowisko prasy na
terenie tutejszego województwa do omawianej sprawy nie nastręcza zasadniczo
żadnych zastrzeżeń, Urząd Wojewódzki podaje powyższe do wiadomości panów
starostów dla orientacji co do stanowiska Pana Premiera.

Gdyby jednak odnośnie poszczególnych pism posiadali panowie starostowie
pewne wątpliwości, należy odbyć z ich redaktorami konferencje celem
zapoznania ich ze stanowiskiem Pana Premiera, zastrzegając sobie poufność
zarówno faktu, jak i przedmiotu tajnej konferencji.

Urząd Wojewódzki prosi o odwrotne zakomunikowanie sytuacji w omawianym
przedmiocie na terenie powiatu z podaniem ewentualnie odbytych konferencji,
względnie wskazaniem pism budzących zastrzeżenia.

Za wojewodę
(...) MJ. Szymański
Niszczenie cerkwi na Chełmszczyźnie w 1938 r. - Jan Korowicki

[.] 14 lipca zburzono cerkiew w Międzylesiu (powiat bialski). Ludzie
domyślali się tego jeszcze w przeddzień, gdy rozebrano cerkiew w niedalekim
Zahorowie. Zeszli się ludzie, powynosili i pochowali niektóre cenniejsze
rzeczy. Zdejmując dzwony, kupione kilka miesięcy wcześniej, trzykrotnie, na
pożegnanie, uderzyli w wielki dzwon. Zebrani zaczęli płakać i całą noc nie
opuszczali swojej świątyni. I całą noc we wsi, czując nieszczęście wyły psy.
Rano, o godzinie 7 na ośmiu ciężarowych samochodach do wsi przyjechali
policjanci i robotnicy-Polacy. Policja zaczęła gumowymi pałkami rozganiać
ludność i gęsto otoczyła cerkiew. Wójt zaczął szukać duchownego, który ukrył
się w sąsiedniej wsi. Robotnicy zaczęli zdzierać dach, łamać i wyrzucać z
cerkwi ikony i ikonostas. Około godziny dwunastej przewrócili wielką banię,
potem zaczęli piłami rozcinać z góry do dołu ściany cerkwi i rozciągać je
sznurami. Około godziny trzeciej w nocy, skończywszy swą kainową pracę,
policja i robotnicy odjechali. [.]


8 czerwca [.] zaczęli walić cerkiew w Kryłowie. Walili ją kilka tygodni, w
trakcie tego mur, spadając, przygniótł jednego robotnika Polaka, który
burząc świątynię kpił i głośno pośpiewywał Hospody pomyłuj, podaj Hospody.
[.]


Do wsi Przeorsk (powiat tomaszowski) 2 lipca przyjechał wicestarosta z
wójtem gminy Majdan Górny, obejrzeli cerkiew i zdecydowali o jej zburzeniu,
chociaż, jak opowiadają, wicestarosta powiedział, że cerkiew pozostawią,
jeżeli ludzie przejdą na katolicyzm. Gdy nikt nie chciał zmienić wiary, to 4
lipca o godz. trzeciej rano przybyło 6 policjantów z robotnikami, ale
zbiegła się ludność i nie dał burzyć cerkwi. Wtedy wójt pojechał do
sąsiedniej wsi i przygonił jeszcze 33 robotników. Ale to nie pomogło,
chociaż policja biła ludzi. Wtedy Polacy pojechali do Tomaszowa i,
powróciwszy ze starostwa, oświadczyli prawosławnym, że cerkwi nie będą
burzyć, a przerobią na kościół, jeżeli 90 % prawosławnych zmieni wiarę. Ale
nikt nie przeszedł na katolicyzm. wtedy wcześnie rano (9 lipca) przyjechało
do wsi 50 policjantów i wielu robotników. Policjanci rozeszli się po wsi i
nikogo nie wypuszczali z chat, a robotnicy w tym czasie podpiłowali
dzwonnicę i rozciągnęli hakami oraz zburzyli cerkiew. Deski, belki i dzwony
kazali przewieść na posterunek we wsi Majdan Górny. [.]


Źródło: B. Żukiw [Iwan Korowyćkyj], Nyszczennia cerkow na Chołmszczyni w
1938 r. z 25ilustracjami, Kraków 1940, s. 11-12, 16-18 (tłumaczenie:
Grzegorz Kuprianowicz).





Zachowałem taką kliszę - prof. Tadeusz Chrzanowski

I z tamtego czasu zachowałem taką kliszę: ojca purpurowego na twarzy i
krzyczącego choć nie wolno mu się było denerwować bo miał ciężką chorobę
serca ale wtedy to właśnie krzyczał na rząd na Sławoja i na Mościckiego i
nawet na Rydza chociaż mnie uczono w szkole że oni są mądrzy i dobrzy więc
przerażony słuchałem, jak przepowiada, że nas tu Rusini wyrżną bez cienia
litości wyrżną, że nam tego nigdy nie zapomną.

Prof. Tadeusz Chrzanowski


Źródło: Tadeusz Chrzanowski, Poblask łun, "Tygodnik Powszechny", 1981, nr
38, s. 5.

Waldemar Rekść

Post autor: Waldemar Rekść » pn wrz 22, 2008 4:40 pm

Było to wszystko szczytem barbarzyńskiej głupoty, ALE też i nie wolno zapomnieć o tym, co wcześniej władze carskie z poparciem prawosławnej cerkwi wyprawiały na Podlasiu z unitami, gdzie potrafiono wymordować całe ich wioski, a w Supraślu prawosławni palili lub topili piękne barokowe ołtarze ze słynnej cerkwi.
Oczywiście, jedno barbarzyństwo nie usprawiedliwia drugiego, ale trzeba widzieć całość problemu we właściwej perspektywie, bo tylko wtedy można zacząć sensowny dialog kładący kres opisanym zbrodniom.
Ja jestem daleki od tego, aby ciągle pisać o ludobójstwie na Wołyniu, ale to nie oznacza, że trzeba o tym zapomnieć i potulnie patrzeć, jak ze zbrodniarzy i ludobójców robi się bohaterów.
A tak to niestety dzisiaj wygląda.
To, co w Supraślu usłyszałem od prawosławnego mnicha, aż ociekało jadem nienawiści wobec unitów. Smutne i - głupie.

marlog
Porucznik
Porucznik
Posty: 479
Rejestracja: pt wrz 21, 2007 4:15 pm

Post autor: marlog » pn wrz 22, 2008 5:00 pm

Chodziło mi głównie o zwrócenie uwagi czym się zajmował rząd polski i wojsko w chwili gdy agresja Niemiec na Polskę była tuż.tuż.....

Urząd Wojewódzki komunikuje, iż Pan Premier i Minister Spraw Wewnętrznych
uznał sprawę likwidacji pewnych obiektów prawosławnych na terenie wschodnich
powiatów w województwie lubelskim za dotyczącą najbardziej istotnych potrzeb
państwa i religii.

na rok przed wkroczeniem Niemców do Polski....

Waldemar Rekść

Post autor: Waldemar Rekść » pn wrz 22, 2008 11:25 pm

Ciekawe były wyniki ostatniego narodowego spisu powszechnego.
Otóż, ku ogromnemu zaskoczeniu działaczy ukraińskich zaledwie ca 20 tysięcy osób zadeklarowało narodowość ukraińską. Podobnie zaledwie 5 tysięcy - litewską. Mimo dosyć zmasowanej kampanii na Pomorzu Gdańskim (ciekawe, za czyje pieniądze) zaledwie pięć tysięcy dwieście osób zadeklarowało narodowość kaszubska i kaszubski dialekt jako język ojczysty.
TYLKO i to było nieprzyjemnym zaskoczeniem, 200 tysięcy zadeklarowało narodowość śląską.
Co z tego generalnie wynika?
Dawne podziały głównie religijne zaczynają zanikać. Wynik odnośnie Litwinów potwierdza moją tezę, że Litwini byli niewielkim narodem, który ocalał w szczątkowym stanie i rzekomi ,,Litwini" wracają do polskosci.
Problemem jest Górny Śląsk, nawykły do tego, że przez dziesiątki lat był hołubiony i korzystał po wojnie z różnych przywilejów, oczywiście - na miarę komunistycznego państwa.
ALE ja mogę zrozumieć przeciętnych ludzi, oglądających się za szmalem, za to dla mnie nie do zaakceptowania jest Kazimierz Kutz, który coraz częściej tak się zachowuje, jakby potrzebował pomocy specjalisty specjalnej troski.
Podczas spisu nie było żadnych nacisków i każdy deklarował to, co chciał.
W następnym spisie zamierzam zgłosić narodowość Górnych Sopocian i zażądać niepodległości oraz uznania naszego języka, w którym raczej się nie używa popularnego w obecnej polszczyźnie słówka na k..., czy myślowego skrótu zaj...

ODPOWIEDZ