rocky pisze:Nie do końca rozumiem co masz na myśli pisząc o prestiżu z którego nie skorzystaliśmy.
ZSSR postawił w stan alarmowy nadgraniczne okręgi. Nie kojarzę żeby przeprowadzał on mobilizację.
[...] A zagrożenia w 1938 roku ze strony ZSSR nie było. Była tylko próba postraszenia.
Więc co by nam dało przeprowadzenie częściowej mobilizacji. Zwiększyłoby nasz prestiż. Nie.
Czy nie przeprowadzenie mobilizacji zmniejszyło nasz prestiż? Nie.
ZSRR w dniu 21.IX.1938r. podjęło na szerszą skalę (niż w innych państwach) mobilizacje rezerwistów do związków taktycznych rozwijanych w zachodnich rejonach, planując przydział po 8.000 ludzi na jedną dywizję. Ześrodkowanie wojsk zakończono między 23 (ostzeżenie wobec Polski)) a 25 września. Od 27 września podjęto przygotowania wojenne na pozostałym obszarze kraju, przygotowując tym samym podstawy do wystawienia drugiego rzutu operacyjnego.
Flota Bałtycka w tym czasie została skierowana na otwarte morze i operowała z dala od bazy w Kronsztadzie do zakończenia kryzysu...
Czy w tej sytuacji trudno było przewidzieć przeciwko komu było to skierowane ? Jeśli w zasadzie przeciwko Niemcom, to w jaki sposób Armia Czerwona mogła wejść w styczność z Wehrmachtem...?
Jeśli dla ZSRR prestiżem było postawienie w stan gotowości wojska z uwagi na sojusz z CSR, to Polska uznając to za bluff z podobnych kroków (kontrargument polityczny) nie skorzystała - czyli zrezygnowała z prestiżu państwa chcącego się liczyć na arenie politycznej w trakcie kryzysu, kierując niejako swoją sprawę w rozgrywce dwustronnej jedynie z CSR...
Takie działanie, niejako wymusił na Polsce obowiązujący układ sojuszniczy z Francją i nieagresji z ZSRR. Nasze podobne stanowisko co Niemieckie wobec CSR, otwarcie zredukowaliśmy do koniecznego minimum - czyli do Zaolzia.
Postawa Polski była postrzegana jako wyczekująca, gdyż Beck w ten sposób próbował nie odkrywać do końca "swoich kart" wobec państw zaangażowanych po stronie CSR (ewentualny zwrot przeciw Niemcom), robiąc jednocześnie "dobrą minę" wobec Hitlera ("do złej gry" jaką była próba oddzielenia sprawy sudeckiej i zaolziańskiej)...
Sądzę, że z Zaolzia nie zrezygnowalibyśmy, nawet w przypadku konieczności zwrotu przeciwko Niemcom. Polską racją stanu było odzyskanie tego obszaru, bez względu na okoliczności w jakich byśmy musieli to zrobić... I chyba to można nazwać "mistrzowskim posunięciem" Becka w tym "pokerze"...
Więc jako państwo "pośrednio" zaangażowane, nie podjeliśmy prestiżowych kroków wobec ogólnoeuropejskiego kryzysu sudeckiego, mimo że zagrożenie militarne ze wschodu było rzeczywiste... Trafność oceny politycznej niewykonalności tego zagrożenia, okazała się w końcu sukcesem Becka. Lecz ryzyko które zbagatelizował, było jednak duże...
PS:
Celowo pominąłem w tym poście mobilizację pozostałych państw europejskich, bo w gruncie rzeczy nie ma to istotnego wpływu na przebieg (i ryzyko) odzyskania Zaolzia przez Polskę. Wcześniej zarysowałem sprawę pobieżnie, bo chodziło jedynie o podkreślenie bierności Polski.