karabin przeciwpancerny
Hehehehe z tymi książkami to mam podobnie jakiś czas temu nawet ograniczyłem spożycie i faktycznie książek przybyło.
Co do pocisków z Ur-a to kilka razy spotkałem się w literaturze właśnie z wersją o częstym wybijaniu "korka" który ranił załogę.
Co do organizacji to szukał bym rozwiązania pośredniego. Ur-y rozproszkowane po oddziałach, plus na średnim szczeblu specjalna drużyna wysyłana na newralgiczne odcinki taki mobilny obwód przeciwpancerny.
Co do pocisków z Ur-a to kilka razy spotkałem się w literaturze właśnie z wersją o częstym wybijaniu "korka" który ranił załogę.
Co do organizacji to szukał bym rozwiązania pośredniego. Ur-y rozproszkowane po oddziałach, plus na średnim szczeblu specjalna drużyna wysyłana na newralgiczne odcinki taki mobilny obwód przeciwpancerny.
Pogląd ciekawy, ale już tylko dla rozważań alternatywnych. Swoją drogą temat na nową dyskusję: Obrona kontra Blitzkrieg. Wracając do tematu. W moim przekonaniu, dowódca kompanii mógł dowolnie grupować kb.ppanc do jednego plutonu wszystkie, lub zgodnie z przydziłem po jednym na pluton. To zależało od sytuacji na polu walki. Jeśli była taka potrzeba, to wszystkie trzy mogły zostać użyte na wąskim odcinku. W każdej drużynie byli strzelcy wyborowi. Metoda wyznaczania strzelca nie była zła, bo strzelcy giną i do obsługi potrzebni są nowi. Lepsze takie rozwiązanie niż strzelec ppanc. bez zajęcia w walkach z piechotą npla. Nawiasem mówiąc w kalkulacjach przyjmowano że jeden karabin Ur wz.35 może zniszczyć jeden czołg, gdy armata wz.36 trzy, zanim same zostaną zniszczone.Jagmin pisze:Kiedyś Wołoszański lansował pogląd, że Ury winno się grupować na wyższym szczeblu w swego rodzaju odwody przeciwpancerne, kierowane w newralgiczne punkty. Super - wyobraźmy sobie pięćdziesięciu strzelców zaczajonych w zasadzce...
Obawiam się, że wiedzieli tylko tyle, że tym się strzela do czołgów.Horus pisze:A czy dowodcy kompani znali mozliwosci Ura? I czy orintowali sie w grubosci pancerza wozow niemieckich?
Czyli dużo mniej niż powinni i jeszcze mniej niż ty w momencie pisania tego postu. Niestety.
Na pocieszenie przypuszczam, że wiedzę praktyczną w warunkach frontowych szybko się uzupełnia i tak też tyło.
Co do "korka" - może tak było, ale trochę mnie to nie przekonuje. Zakładam, że jeden korek wielkości monety nie będzie rykoszetował w nieskończoność, a po przejściu przez ciało załoganta znacznie wytraci prędkość - nie wierzę, że jeden korek wyeliminuję całą załogę.
A teraz taktyka użycia Ur-a. Grupowanie w ramach kompanii czy nawet batalionu w drużyny ppanc albo i plutony - czemu nie, natomiast podobne działanie na szczeblu pułku czy brygady... nie bardzo, chyba, że kompromisowe rozwiązanie invictusa - ale tutaj odwód ppanc zesprzęgłiłbym z boforsami.
A teraz taktyka użycia Ur-a. Grupowanie w ramach kompanii czy nawet batalionu w drużyny ppanc albo i plutony - czemu nie, natomiast podobne działanie na szczeblu pułku czy brygady... nie bardzo, chyba, że kompromisowe rozwiązanie invictusa - ale tutaj odwód ppanc zesprzęgłiłbym z boforsami.
Pocisk trafiając w pancerz pojazdu, wybijał korek o średnicy dwukrotnie większej niż jego kaliber a więc około 15 mm.Często w literaturze pojawia się się opis wybicia przez pocisk "korka", który czyni zniszczenie większe niż sam pocisk - rozumiem, iż oznaczałoby to wyrwanie kawałka pancerza wielkości np 5zł albo dna szklanki, ale bardziej wierzę w odpryski albo kilka czy kilkanaście kawałków.
Przecież nikt nie mówi tutaj o eliminowaniu całej załogi jednym pociskiem. W końcu to karabin w miarę szybkostrzelny i do tego bardzo celny. Czołgi miniaturyzacja do dzisiaj jakoś omija więc o trafienie z 200m wcale nie trudno tym bardziej, że Ur-a wkładano w ręce wyróżniającego się strzelecko żołnierza.
Teraz wystarczy odrobina fantazji w połączeniu z empatią aby znaleźć się na miejscu człowieka siedzącego w stosunkowo wczesnej konstrukcji czołgowej z cienkim pancerzem i ciasnotą w środku, w tym miejscu dodajemy kilka odłamków rykoszetujących we wnętrzu pojazdu i cel wyeliminowany z walki.
Trafień z Ur-a nie można porównywać do szkód jakie wyrządza pocisk wystrzelony z działa, który eliminuje załogę poprzez skok ciśnienia (to chyba współcześnie tak jest nie wiem jak w II wś.) ewentualnie niszczy pojazd.
Ur niszczył nie tyle pojazd co załogę. Biorąc wszystko na logikę.
Teraz wystarczy odrobina fantazji w połączeniu z empatią aby znaleźć się na miejscu człowieka siedzącego w stosunkowo wczesnej konstrukcji czołgowej z cienkim pancerzem i ciasnotą w środku, w tym miejscu dodajemy kilka odłamków rykoszetujących we wnętrzu pojazdu i cel wyeliminowany z walki.
Trafień z Ur-a nie można porównywać do szkód jakie wyrządza pocisk wystrzelony z działa, który eliminuje załogę poprzez skok ciśnienia (to chyba współcześnie tak jest nie wiem jak w II wś.) ewentualnie niszczy pojazd.
Ur niszczył nie tyle pojazd co załogę. Biorąc wszystko na logikę.
W "Uwaga! Czołgi!" - tym Pawłowskiego, nie Guderiana jest zapis o "korku", ale takim, który wybity do środka razi załogę odłamkami - co oznaczałoby nie pięciozłotówkę, która rykoszetuje samotnie wewnątrz pojazdu, ale garść odprysków - a to już trochę tak jakby strzelić w czołgu ze śrótówki. Taki korek to rozumiem. Sama wielkość korka zwykle przewyższała 2-krotność kalibru.
Nie mogę sobie przypomnieć, gdzie czytałem o działaniu w guście "HESH" - nie będę tego zbyt kurczowo bronił.
Nie mogę sobie przypomnieć, gdzie czytałem o działaniu w guście "HESH" - nie będę tego zbyt kurczowo bronił.
Powtórnie przeanalizowałem fakty i domysły dotyczące kb ppanc wz.35, by dojść samemu do jakiegoś konsensu umysłowego dotyczącego tej broni. Odnośnie oddziaływania pocisku na pancerz, to jednak skłaniam się ku sublimacji rdzenia z ołowiu. Mianowicie: duża prędkość początkowa, uderzenie w pancerz, deformacja, punktowe przekazanie energii kinetycznej na wyrwany "korek", zamiana własnej energii kinetycznej na energię cieplną, sublimacja ołowiu, przekazanie energii cieplnej atmosferze. Miedziany płaszcz ulegał zniszczeniu, ponieważ ma większą temperaturę topienia. Odnośnie przebijalności pancerza, to uważam za słuszne poglądy Jagmina. Sublimacja zależała niewątpliwie od grubości pancerza, kąta nachylenia i odległości celu. Im bliższy cel, tym większa energia pocisku. Przez cienki pancerz np. 6-8mm przechodził razem z "korkiem", wyzwalał energię cieplną, ale sublimacja nie zachodziła a sam pocisk ulegał zniszczeniu (rozerwaniu) po deformacji. Teraz pluton czy kompania? Karabiny w skrzyniach zdeponowane na pewno w magazynie broni kompanii, jeśli nie w magazynie pułkowym pod nadzorem zbrojmistrza pułku. Skłaniam się raczej ku kompanii, bo była to jej broń etatowa przewidziana regulaminem. Zgodnie z etatem przeznaczona dla wybranego strzelca wyborowego plutonu, który przechodził przeszkolenie wraz z dow. plutonu co do zasad użycia i obsługi kb ppanc. Rozkaz przeszkolenia i wydania broni wydaje dow. kompanii. Hierarchia wydawania rozkazów jest w wojsku niezmienna, od najwyższego szczebla do kompanii. Jeśli rozkaz dotyczył tylko przeszkolenia, karabiny ppanc pozostają w dyspozycji dow. kompanii w magazynie broni kompanii, lub pionie logistycznym kompanii po mobilizacji alarmowej. Co do zasad użycia w działaniach bojowych, to o wydaniu kb Ur wz.35 decyduje przed walką dow. kompanii i jeśli swojego rozkazu nie cofnie, karabiny ppanc pozostają w plutonach w dyspozycji dow. plutonu. O innych zasadach użycia (rozproszenie na kilku odcinkach lub skupienie na jednym) zawsze decyduje dow. kompanii w zależności od sytuacji jaka wytworzy się na polu walki. To tylko teoretyczny schemat, jak mogło to wyglądać we wrześniu 1939r. Prawda mogła być taka jak określił invictus: regulaminy swoje, życie swoje... więc żołnierze śpiewali "a naszych orłów, widać nie było..."
Używam od dawna i też polecam,pragnę jednak zwrócić uwagę ,że Polska jako jedyny kraj na świecie nie posiada własnej klawiatury i w powszechnym użyciu jest klawiatura programisty która jest przeznaczona dla programistów,a nie dla normalnych użytkowników.Von Slavek pisze:Poprawność językową można szybko naprawić wystarczy zainstalować Mozilla Firefox,