Uzbrojenie strzeleckie i bombowe samolotów

Artyleria, lotnictwo, broń strzelecka, pojazdy, kawaleria, marynarka wojenna, fortyfikacje - czyli wszystko o sprzęcie, ekwipunku i broni wszystkich stron wojny. Organizacja i struktura wojsk.
wallenrod.69

Post autor: wallenrod.69 » pt lip 25, 2008 8:06 pm

Horus pisze:
wallenrod.69 pisze: Poza tym, bomby były "uzbrajane" już przed startem, tzn. gotowe do eksplozji. Jak można je było "rozbroić" w locie, gdy wisiały na zewnątrz kadłuba czy skrzydła?

Poza tym nikt z nas nie zmieniał przeznaczenia Mewy. Wyrzutniki takie, na małe bombki posiadały P-11. Znane jest użycie tych samolotów do bombardowania kolumn npla z... tragicznym skutkiem dla stanu posiadania samolotów zdolnych do dalszego boju... Proszę prześledzić działania eskadr Toruńskich na Pomorzu...
Bomby byly uzbrajane juz w powietrzu.
"Jedenastki" atakowaly niestety bez bomb. Karasie w tym czasie odpoczywaly.
Nasze bomby posiadały zapalniki z zawleczkami, do których podczepiano linkę stalową przymocowaną do wyrzutnika. Gdy następował zrzut na cel, odczepiona bomba pozbywała się zawleczki i zapalnik był gotowy do działania. Cały montarz odbywał się na ziemi przed lotem... Koledzy zapewne mieli na myśli elektryczne "uzbrajanie"... Szkoda, ale to nie w naszych zapalnikach...

Co do ataków P-11, to faktycznie tylko ostrzał z kaemów. Przypomniałem sobie jak już wysłałem post. Lecz efekty i skutki tych działań pozostają bez zmian. Dzięki za poprawienie.

Awatar użytkownika
Horus
Pułkownik
Pułkownik
Posty: 799
Rejestracja: pn lut 11, 2008 11:11 pm

Post autor: Horus » pt lip 25, 2008 8:25 pm

wallenrod.69 pisze:
Koledzy zapewne mieli na myśli elektryczne "uzbrajanie"... Szkoda, ale to nie w naszych zapalnikach...
Szkoda ze nie wprowadzilismy do uzycia wyrzutników Swiateckiego, w których bylo to mozliwe. Zdaje sie ze wszystkie angielskie bombowce byly wyposazone w te wyrzutniki, takrze amerykanie z nich korzystali po pewnych modyfikacjach. Swego czasu wyrzutniki Swiateckiego, byly prawdziwa rewelacja, umozliwialy zrzut bomb w dowolnej kolejnosci, pojedynczo lub seriami. My uznalismy je za zbyteczne.

wallenrod.69

Post autor: wallenrod.69 » pt lip 25, 2008 10:06 pm

Wyposażenie w wyrzutniki Świąteckiego wszystkich naszych samolotów położył właściwie sam Rayski, jako szef Departamentu IV Lotnictwa w MSWojsk. Jeszcze przed wojną, całą sprawę nazwano "aferą z wyrzutnikami". Rayski robił wszystko by tych wyrzutników nie było, począwszy od Karasia. Świątecki po prostu nie chciał się podporządkować, tzn. nie zgodził się na warunki i propozycje Rayskiego. Jedynie P-11 i PWS-26 miały je zamontowane, ale tylko na bomby 12 kg... No cóż, zagraniczni odbiorcy naszych samolotów wybierali jednak Świąteckiego...A temu Rayski nie mógł "zaradzić"... A my wyposażaliśmy Karasie w przestarzałe Alcany !!!
Następny powód do "dumy" naszego dowódcy lotnictwa... :wink:

Dla ciekawości dodam, że konkurencyjny wyrzutnik dla bomb 50/100kg wykonany na polecenie Rayskiego przez CWL kosztował 2.000zł, podczas gdy Świątecki oferował swój (i to zdecydowanie lepszy) za 800zł... Nie chce mi się tego nawet komentować... :evil:

evanger

Post autor: evanger » pn sie 18, 2008 9:31 pm

Przecież Wilk i Lampart miały mieć podwójne km-y strzelca. W Łosiu zredukowano do pojedynczych ze względu na znaczną prędkość, która to w porównaniu z samolotami niemieckimi już tak rewelacyjna nie była. Żubr miał chyba zdwojone km-y. Miś miał mieć nawet poczwórny, bądź 20mm działko. Dlatego uważam pojedyncze km-y za krok wstecz...

wallenrod.69

Post autor: wallenrod.69 » wt sie 19, 2008 3:56 pm

Faktycznie, przeoczyłem założenia dla samolotów "przyszłościowych" lub konstrukcje/koncepcje nieudane takie jak Wilk/Lampart (Żubr i co z tego że był...). Pojedyńczy Vickers i owszem, mała szybkostrzelność i częste zacięcia... Lecz już km wz.37, to jakościowo krok naprzód...

evanger

Post autor: evanger » wt sie 19, 2008 8:56 pm

Jakościowo krok w przód, ale dwa "szczeniaki" to zawsze dwa razy większa siła ognia. Jeden to raczej marna ochrona przez np. Bf 109...

wallenrod.69

Post autor: wallenrod.69 » śr sie 20, 2008 4:14 pm

evanger pisze:Jakościowo krok w przód, ale dwa "szczeniaki" to zawsze dwa razy większa siła ognia. Jeden to raczej marna ochrona przez np. Bf 109...
Oczywiście zgadzam sie z kolegą. Podwójne są lepsze. Tylko że podwójne Vickersy moim zdaniem nie wprowadzały rewolucji w porównaniu z pojedyńczym km wz.37. A tych starszych mieliśmy troche na stanie. "Szczeniaki" dopiero co się pokazały... Koncepcja obrony przez tylnego strzelca sięga jeszcze czasów I WŚ i II WŚ pokazała w większości przypadków, małą skuteczność obrony z coraz silniej uzbrojonymi myśliwcami.
Bombowy "Miś" oczywiście już niech ma zdwojone, bo i koncepcja takiemu rozwiązaniu sprzyjała. Lecz samoloty liniowe (np. "Sum"), to już powinny liczyć na osłone własnych myśliwców, bo i podwójne raczej już by nie wystarczyły. I w tym momencie kłania nam się potrzeba posiadania takich samolotów, jakie przewiduje doktryna użycia lotnictwa, której niestety nie wypracowano...

Speedy13

Post autor: Speedy13 » pt gru 26, 2008 12:14 pm

Hej

Jeszcze moje 3 gr.

Po pierwsze faktycznie zgadzam się że Mewa mogłaby mieć opcjonalne wyrzutniki bombowe i trudno powiedzieć czemu ich nie przewidziano. Samoloty tej klasy budowane w innych krajach z reguły miały taką możliwość. Skoro wyposażono w wyrzutniki P-11, to tym bardziej przydałyby się w samolotach obserwacyjnych, które miały na pewno więcej okazji do ich użycia.

Po drugie:
wallenrod.69 pisze:W konstrukcjach samolotów po 1935r. faktycznie zrezygnowano z podwójnych kmów dla tylnych strzelców. Ale brak jednego zastąpiono podwyższeniem szybkostrzelności, która w przypadku nowego polskiego wz.37 "szczeniak" wynosiła 1100 strzałów/min.
:) :) No dobra ale powiedzmy sobie 1100 to nie jest jakiś powalający na kolana wynik, jak na broń skonstruowaną w połowie lat 30. Tyle to miały wszystkie te "małe" karabiny poza jakimiś kompletnymi starociami czy rosyjskim DA, 1000-1200/min. Taka była norma, można powiedzieć. Jednak karabiny konstruowane w latach 30. zwykle już były szybsze - sztandarowym przykładem jest rosyjski SzKAS (1800/min), czy niemiecki MG 81 (1600). Rzeczywiście lepiej byłoby zrobić zdwojony, tylko...
wallenrod.69 pisze: Poza tym, pojedyńczy kaem zajmował mniej miejsca i był łatwy do "upchnięcia" w coraz bardziej opływowych konstrukcjach.
Otóż to. Mewa była szaleńczo starannie zaprojektowana pod względem aerodynamiki. Wszystko co się dało, było schowane, zakryte i opływowe. Dotyczyło to też kabiny obserwatora i uzbrojenia obronnego. Karabin maszynowy ukryty był wewnątrz kadłuba i jak był potrzebny to po naciśnięciu pedału wyjeżdżał przez otwieraną klapkę, jednocześnie następowało otwarcie tylnej osłony kabiny. Było to więc dość ściśle zaprojektowane pod konkretny 1 km i zamiana go na dwa nie byłaby taka prosta.
A poza tym czy by to coś zmieniło? Ze wspomnień pilotów myśliwskich wynika, że oni się tym tylnym strzelcem nigdy specjalnie nie przejmowali, nie obawiali się ataku z tyłu tylko dlatego że był tam jakiś strzelec. Moim zdaniem sensowne uzbrojenie obronne zaczyna się od obrotowej wieżyczki z 1-2 "dużymi" km-ami lub 2-4 małymi. A na takiej obrotnicy czy ma sie 1 czy 2 to co to w zasadzie zmienia... :(
Horus pisze:
Szkoda ze nie wprowadzilismy do uzycia wyrzutników Swiateckiego, w których bylo to mozliwe.
Wyrzutnik to kwestia raczej wtórna. Przede wszystkim trzeba by mieć takie zapalniki elektryczne - skonstruować je sobie, wyprodukować i wyposażyć samoloty w odpowiednią instalację. Na ile się orientuję, tylko Niemcy wprowadzili takie zapalniki jako standard. To jest faktycznie bardzo dobry pomysł - trzeba mieć tylko odpowiednio rozwinięty przemysł elektrotechniczny żeby móc to sobie porządnie zrobić. Niemiecki zapalnik miał w środku taki przełącznik z bezwładnikiem, który w momencie uderzenia bomby w przeszkodę zamykał obwód, kierując prąd do spłonki elektrycznej zapalnika, inicjując wybuch. Źródłem energii były kondensatory ładowane z pokładowej sieci samolotu przed zrzutem. Można więc było w prosty sposób uzbroić bomby, włączając po prostu prąd w obwodzie ładującym te kondensatory, albo zabezpieczyć, rozładowując przez specjalny obwód rozładowania. Ponadto jeśli uzbrojona bomba z jakiegoś powodu nie eksplodowała przy upadku, to po krótkim czasie przestawała być niebezpieczna, gdyż następowało zjawisko typowe dla kondensatorów, stopniowe samorozładowywanie się.
Polskie bomby inne niż P.u.W. najczęściej miały czołowe zapalniki uderzeniowe typu 48/60 FA wz.35 (konstrukcji F.Pogonowskiego z Fabryki Amunicji w Skarżysku) i zabezpieczone były dwustopniowo: oprócz tej zawleczki o której ktoś tu już wspominał, wyciąganej w momencie zrzutu, był jeszcze typowy lotniczy mechanizm z wiatraczkiem, który wirując w strumieniu powietrza w trakcie spadania bomby odkręcał się i odpadał, wyłączając kolejne zabezpieczenie. Był jeszcze jakiś zapalnik 24/50 M wz.37 odbezpieczający się kilka sekund po zrzucie za pomocą mechanizmu zegarowego, niestety w Popielu ("Uzbrojenie lotnictwa polskiego 1918-39") nie ma schematu.

Delp

Post autor: Delp » pn sty 05, 2009 8:10 pm

Co do wykorzystania samolotu obserwacyjnego w charakterze szturmowca, w warunkach przewagi npl, pouczające jest doświadczenie z Lysanderem w 1940 nad Francją. Lysander był "krewnym" Mewy. Brytyjski samolot górował nad Mewą uzbrojeniem i posiadał stosunkowo duży potencjał uderzeniowy. Zasadniczym i najważniejszym zadaniem samolotu obserwacyjnego było bliskie rozpoznanie(taktyczne). Angażowanie się w drugorzędne działania uderzeniowe przy tak skromnym potencjale, byłoby bardzo szkodliwe.

wallenrod.69

Post autor: wallenrod.69 » wt sty 06, 2009 4:32 pm

Delp pisze:[...]Zasadniczym i najważniejszym zadaniem samolotu obserwacyjnego było bliskie rozpoznanie(taktyczne). Angażowanie się w drugorzędne działania uderzeniowe przy tak skromnym potencjale, byłoby bardzo szkodliwe.
Szkodliwe oczywiście dla możliwości wykonywania zadań podstawowych, czyli rozpoznania taktycznego.
We Wrześniu załogi R-XIII i RWD-14 nie miały naprawdę czasu myśleć o atakach bombowych czy ostrzeliwaniach wojsk npla, bo samo prowadzenie rozpoznania było niezwykle trudnym zadaniem. Po pierwszych stratach zmieniono taktyke lotów. Startowano na zadania przed switem, by na miejscu przewidzianego rozpoznania być we wczesnych godzinach rannych, gdy możliwość przeciwdziałania ze strony lotnictwa npla była znikoma. Szarżowanie za dnia równało się stracie samolotu.

ODPOWIEDZ